wtorek, 7 listopada 2017

Matt Rudd: "Nie zapraszają mnie już na przyjęcia"

"Gdyby w Polsce była lepsza pogoda, mógłbym się do Was przeprowadzić. Ale nie jest, więc tego nie zrobię" - mówi MATT RUDD, autor książki "Anglicy".



MARCIN WILK: Ustalmy na początku: kochasz Anglików czy nie? 


MATT RUDD: Cóż, jestem Anglikiem. Co prawda Anglikiem w siedemdziesięciu pięciu procentach, więc powiedzieć, że ich kocham to może za mocne stwierdzenie. Podobnie jak większość trzeźwo myślących Anglików jestem niezwykle dumny z niektórych elementów naszej tożsamości, a inne wprawiają mnie w zażenowanie. Lubię nasze poczucie humoru, naszą obsesję na punkcie pogody i to, że nie jesteśmy aż tak słabi w nawiązywaniu relacji międzyludzkich jak Francuzi. Nie cierpię natomiast tego, że niektórzy z nas uważają, że będzie nam lepiej bez Europy oraz tego. Wciąż nie zdaliśmy też sobie sprawy, że imperium brytyjskie się rozpadło, a wielu z nas nie zna żadnego języka obcego. Nie mówię tego tylko dlatego, że to wywiad dla polskich mediów. Brexit to najgłupsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęliśmy. Nie można bardziej schować głowy w piasek. Gdyby w Polsce była lepsza pogoda, mógłbym się do Was przeprowadzić. Ale nie jest, więc tego nie zrobię.

Czyli jednak - trochę miłość. To spytam tak, poważnie: cóż to w ogóle za pomysł, żeby Anglik pisał o Anglikach? 

Od 15 lat jestem dziennikarzem "Sunday Timesa" i przeprowadzam dla nich wywiady. W pracy rozmawiam z różnymi dziwnymi, ale też wspaniałym ludźmi, wobec których muszę zachować dystans, by w ogóle móc o nich pisać. Podczas pracy na tą książką spędziłem dużo czasu w drodze, spotykając się z Anglikami w różnych częściach kraju. Wydawało mi się, że wiem, co mnie czeka, jednak większość moich przypuszczeń się nie sprawdziła. Widać to zwłaszcza w rozdziale o sypialni. Jak o większości nacji, o Anglikach jest mnóstwo stereotypów – nudni w łóżku, jedzą posiłki z mikrofali, za dużo czasu spędzają na kanapie, wkurzają się na sąsiadów, uwielbiają stać w kolejkach. Ciekawiło mnie, które z tych stereotypów są prawdziwe, a które nie. Myślę, że gdybym był Francuzem albo Polakiem piszącym o Anglikach byłoby mi trudniej to ustalić.

A propos "poważnie": dlaczego nie posłuchałeś Pan Redaktora? Przypomnę, co powiedział: "Nie bądź sarkastyczny"?

Jak to? Przecież go posłuchałem! To najmniej sarkastyczna książka w mojej karierze. Przeczytaj mój wywiad z Danem-Kod-Leonarda-Da-Vinci-Brownem, a przekonasz się, jak zazwyczaj wygląda mój sarkazm. Albo spytaj moją żonę.

Może lepiej nie. Swoją drogą niepokoi mnie konstrukcja, chociaż pozwolę sobie zauważyć, że zaczynasz i kończysz tak samo - na łóżku.

Jak wspomniałem, o Anglikach stereotypowo mówi się, że są pruderyjni. Jest nawet taki film: No Sex Please: We're British. Irytuje mnie, że Francuzi zawsze zbierają punkty za to, że są romantyczni. Być może spędziłem za dużo czasu wypytując Anglików o ich życie seksualne, ale uważam, że moja książka dowodzi, że nie jesteśmy aż tak pruderyjni, jak wszyscy uważają. Zgodzi się ze mną każdy, kto przeczyta ostatni rozdział, w którym spędzam noc w hrabstwie Norfolk w poszukiwaniu doggersów. Nie, nie będę tu wyjaśniał, kim są doggersi – Twoi czytelnicy mogą sobie wyguglać.

A skąd wziąłeś ludzi do książki? Czy w ogóle wyrazili zgodę na uczestnictwo w tym "podglądactwie"?

Doggersi oczywiście nie wyrazili na to zgody. Schowałem się w krzakach i po prostu udawałem, że jestem jednym z nich. Natomiast naturysta, z którym rozmawiałem, chętnie zaprosił mnie do domu. Nawet się ubrał na czas wywiadu. Większość ludzi nie miała nic przeciwko rozmowie, ale z trudem pozwalali się podglądać. Wydaje mi się, że podobnie byłoby w Polsce, prawda?

Słusznie. A właśnie: nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że w wersji polskiej podtytuł książki sugeruje podglądactwo z Twojej strony. 

Prawdę mówiąc, na początku nie zgodziłem się na ten tytuł. W oryginale napisałem The English: A Field Guide (chodzi o przewodnik, który można ze sobą wziąć np. na wycieczkę krajoznawczą). Po polsku natomiast jest przewodnik podglądacza. Wydawca zapewnił mnie, że w tym kontekście słowo podglądacz nie ma konotacji seksualnych a Polacy nie do końca wiedzą co to wojeryzm. Chcesz mi powiedzieć, że tak nie jest? Czy wychodzę na wariata, który spędził dwa lata w krzakach, podglądając ludzi? A tak się cieszyłem, że książka wyjdzie po polsku…

Ustalmy jeszcze na koniec: pokochali Cię Anglicy za tę książkę czy nie? 

Przeł. Magdalena Rabsztyn-Anioł 
WUJ, Kraków 2017.
W Londynie Anglicy przez sześć tygodni utrzymywali się na liście bestsellerów. Londyńczycy nie mają problemu z tym, że ktoś sobie robi z nich jaja. Jednak tam, gdzie mieszkam, książka raczej się nie spodobała. Od kiedy się ukazała nie zapraszają mnie już na przyjęcia. Ku uciesze mojej żony. Natomiast moja pierwsza książka o udrękach małżeńskiego życia wywołała spore kontrowersje w domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.