Jestem już po lekturze "Kronosa" (WL, 2013), który ukazał się w ubiegłym tygodniu (dokładnie 16 maja) i muszę powiedzieć, że mam mieszane uczucia. Chciałbym je jakoś poukładać, ale myślę, że na to trzeba będzie czasu. Dziś więc tylko z grubsza o tym, co jest w tej książce. I jak jest zbudowana.
Na początek trzeba napisać, że podstawą do powstania książki był tekst, który chyba książką miał nie być. Widać to po samej formie - kartkach, na których rozsypane są zdarzenia, liczby, fakty. Notowania (słowo to bardzo pasuje zresztą do całości) rozpoczynają się w roku 1922 i są prowadzone dość powierzchownie do okolic roku 1953, a potem - już skrupulatniej - do śmierci. Jak wnioskują z tego faktu redaktorzy z prof. Jerzym Jarzębskim na czele, pewnie ma to związek z tym, że "Kronosa" Gombrowicz zaczął pisać regularnie właśnie na początku lat 50. Wcześniejszy okres więc spisywał z pamięci, a późniejszy - już na bieżąco.
Notki Gombrowicza na ogół są bardzo powściągliwe. Miejsca, daty, fakty. Jakby prowadził księgowość własnego życia. Dominują wyrazy, czasem krótkie zdania. Nie ma tu miejsca na opisy, emocje ograniczone są do minimum. Czasem pisarza poniesie i wyrazi swój pogląd, zdradzi się z reakcją. W większości wypadków panuje jednak bardzo chłodna dyscyplina, którą Jarzębski w posłowiu określa zapisem porządku życia - w przeciwieństwie do zapisu porządku myśli, co miało miejsce w "Dzienniku".
Główne linie tematyczne "Kronosa" to zdrowie, erotyka, finanse, kariera literacka, stosunki z ludźmi prywatne i zawodowe, inne wydarzenia związane np. z zakupami czy wyjazdami. Z notatek o zdrowiu dość szczegółowo i momentami żenująco dowiadujemy się o całym katalogu różnych ułomności fizycznych pisarza. Padają nazwy, cyfry, lokalizacje cielesne, a czasem i opisy przypadków. Życie erotyczne jest pod tym względem jeszcze straszniej potraktowane. Na ogół nawet nie poznajemy imion (chyba że ktoś wyjątkowo zapadł pisarzowi w pamięć), tylko liczby. Są i chłopcy, i dziewczęta. Z przewagą tych pierwszych jednak. Piszę: "chłopcy" i "dziewczęta", bo Gombrowicza interesowała młodość nie tylko w "Ferdydurke"...
Dość monotonne, ale dla Gombrowicza istotne, są wyliczenia finansowe. Początkowa bieda i mozolne dorabiane się z czasem przeradza się w całkiem niezły stan posiadania. Jest to też oczywiście związane z rosnącą sławą pisarską, co też jest odnotowywane przez Gombrowicza nader skrupulatnie, raczej bez oceny, chyba że chodzi o "Polaków" - bo tu emocje, co zrozumiałe, były nieco większe.
Kwestią omawianą w wywiadach tu i ówdzie jest zapis stosunków, jakie łączyły Gombrowicza z Ritą. Jak już wiemy z tych publikacji, różowo nie było, a przynajmniej różów nie ma specjalnie w "Kronosie". Gombrowicz chętniej notuje kłótnie, fochy, czasy zdystansowanych relacji. Szczęście wedle tego tekstu występowało tylko na początku.
***
Napisałem, że to "tekst" bardziej niż "książka", choć gdy biorę "Kronosa" do rąk A.D. 2013 to oczywiście do rąk biorę książkę. Ale, co jest ważnym zastrzeżeniem, tekst Gombrowicza stanowi tutaj może 50, może 70 proc. całości. Ważną i integralną częścią "Kronosa" A.D. 2013 są przypisy rozjaśniające skrótowe zapiski, a czasem kreślące szerszy kontekst. Istotną częścią jest również wstęp Rity Gombrowicz wyjaśniający, dlaczego teraz i w takiej postaci pojawia się ów tekst. No i wreszcie posłowie prof. Jerzego Jarzębskiego, które pozwala osadzić w pewnym kontekście "Kronosa", chociaż czyni to bardzo ostrożnie, nie narzucając żadnej interpretacji.
Aha. Są jeszcze ilustracje - archiwalne i współczesne - oraz tzw. Tableaux, czyli odbitki oryginalnych stron, które przez lata trzymała pod poduszką, jak sekret, Rita Gombrowicz.
Czytałem o tej książce i pewnie kiedyś po nią sięgnę. Z drugiej strony zaglądanie autorowi do intymnych sfer zycia nie uważam za stosowne.
OdpowiedzUsuń