poniedziałek, 27 lipca 2015

Warsztat pracy: Ziemowit Szczerek

"Gdy coś nie wychodzi, nie rozsmarowuję na sobie uczucia niemożności, nie panieruję się nim. Raczej staram się je rozmontować, by wrócić do stanu, w którym mogę pisać" - mówi Ziemowit Szczerek.

(c) Sebastian Frąckiewicz / Instytut Książki
Marcin Wilk: Chyba oderwałem Cię od roboty.

Ziemowit Szczerek: Dzisiaj cały czas siedziałem obłożony książkami. Piszę teraz o Ukrainie.

Temat na czasie.

Mam dość dobrze sprzężone wanna write z tym, co się dzieje. Ze wszystkiego, co się dzieje, staram się jakoś wyciągnąć jakieś wnioski. Ale czy Ukraina jest jeszcze na czasie… ludzie się trochę znudzili.

Ukraina to spore wyzwanie.

Ostatnio ukazało się bardzo dużo książek o niej, ale chcę powiedzieć coś innego. Coś, co umyka, a co jest bardzo ważne.

Od czego na ogół zaczyna się to Twoje pisanie?

Od chęci i ciśnienia. Zawsze mam na początku jakiś pomysł, jakąś podjarkę. Zazwyczaj zgłaszam to gdzieś i potem to robię.

Podjarka – podoba mi się to słowo.

To jest coś wewnątrz. Taka rzecz, która uruchamia...

...artykuł prasowy lub książkę.

W przypadku książki to jeszcze jest trochę inaczej. Teraz na przykład chodzi za mną milion rzeczy. Od horroru po kolejny travel. W tym momencie wygląda więc to tak, że jest półka zapchana pomysłami.

I co? Zrealizujesz je?

Zazwyczaj staram się realizować. Ze mną jest tak, że tematy, które kiedyś mnie jarały, dalej mnie jarają. A jednocześnie ta półka z pomysłami zapełnia się nowymi rzeczami.

No ładnie.

Nie wiem, czy wymyślanie tematów nie jest fajniejsze od ich realizacji.

Co z tą podjarką? Pojawia się ona na początku, a potem co?

Jeśli dostaję jakiś temat, od razu myślę. Różnie jest. Są oczywiście tematy, które mnie średnio jarają. Podejrzewam, że w przypadku fizyki kwantowej byłoby trudniej. Choć niewykluczone, że też bym się zapalił.

Serio?

No, mnie wiele rzeczy ciekawi. Lubię przepuszczać rzeczywistość przez własny magiel.

Czyli co?

Gdy dostaję temat, czytam, coś oglądam, myślę, kombinuję, przepuszczam przez tę maszynkę do mięsa w głowie. Często też od razu siadam i piszę. Tworzy się z tego jakiś klucz. Potem idę za tematem.

Zaraz, zaraz. A notesy?

Mam ich w c... Przez lata się zebrało.

I co tam zapisujesz?

Jakieś myśli. Najczęściej dzieje się to, gdy jestem w terenie. Ale nie tylko. Zresztą cały czas czuję, że jestem w pracy. Więc piszę, jeśli piszę, w różnych okolicznościach. Z drugiej strony wiele rzeczy mi umknęło.

Nie jesteś systematyczny.

Nie. Poza tym muszę przyznać, że oduczyłem się pisać ręcznie. Wiesz, ja potwornie bazgrzę. Zdarza się, że przeskakuję litery i ciężko mi potem samemu siebie odczytać. Nie masz tak?

Chyba tak, bo ostatnio zapisywałem coś komuś drukowanymi literami.

Ano widzisz.

No i notesów też już mniej używam. Częściej komórkę i pamięć przenośną.

Ja nie do końca panuję nad swoimi danymi. Często zapominam, gdzie co mam. Zajmuje mi ogromnie dużo czasu odnalezienie tego wszystkiego.

Nie jesteś uporządkowany.

Jestem strasznie chaotyczny. To ma swoje dobre i złe strony.

Czyli?

Nie umiem funkcjonować w uporządkowanym rytmie, bo mam wrażenie, że to, co jest zaplanowane na od-do, to prawie tak, jakby się już wydarzyło i nie ma sensu tego robić. Takie mam dziwactwo.

???

Na przykład nie lubię trzepać dywanów ani wchodzić po schodach. Jak mam do wyboru wejść pod górę po schodach i po zboczu – to idę po zboczu. Bo na zboczu nie wchodzi się w tym nudnym rytmie, co po schodach.
To jest dziwne, ale ja tak mam.

Rutynie mówimy „nie”?

Nie cierpię powtarzalności. Nie lubię też zaznaczać rzeczy w kalendarzu. Ale oczywiście robię to. Muszę to robić.

Każdy musi.

Ale gdybym miał napisać coś dwa razy w sposób podobny, to bym się z tym bardzo męczył.

Rozumiem, że w tej sytuacji nie ma co liczyć na uporządkowany opis Twojego dnia pracy.

Jeżeli jestem w domu, to najpierw wstaję, biorę prysznic, robię śniadanie, coś tam ćwiczę. Ale na ogół mam duże ciśnienie, żeby jak najszybciej iść do pracy. Czyli siąść i pisać.

Budzisz się wcześnie?

Co ty!

Tak myślałem.

Lubię dospać. Nie lubię z drugiej strony wylegiwać się długie godziny w łóżku. To jest kwestia zegara wewnętrznego.

Czyli co? Jedenasta? Dwunasta?

Jeśli budzik zadzwoni za pięć dziewiąta, wtedy dosypiam jakiś kwadrans lub więcej.

E! Dziewiąta to nie jest tak źle!

Akurat teraz od kliku dni wstaję o dziewiątej. Latem. Ale generalnie rzecz biorąc to wstaję o dziesiątej, jedenastej.

A zasypiasz o której?

Na ogół o drugiej-trzeciej. Ale nie ma reguły. Zależy od pory roku i kondycji.

Wróćmy do tego biurka. 

Biurko jest zawalone książkami. Ostatnio nawet nie jest to biurko a stół, który postawiłem pod oknem. Czasem położone mam na nim nogi. Czasem też walnę się na sofie obok. Ale też bardzo często wychodzę. Biorę laptop i idę w miasto.

Zaraz o tym pogadamy, bo mnie to fascynuje. Ale najpierw opowiedz mi, co w tym laptopie, gdy pracujesz?

Mam pootwieranych milion zakładek. Czasem się w nich gubię, czasem nie. Dużo zależy od stanu psychicznego.

Facebook pożera dużo czasu, co?

Ostatnio już nie, bo wywaliłem. Zostawiłem tylko Messengera.

Kopie zapasowe robisz?

Jak se przypomnę, to tak. Teraz jak wrócę, to zrobię.

Sylwia Chutnik ma naklejki na laptopie. Neony warszawskie, jedną trupią czaszkę świecącą w ciemności i Muminka. A ty?

Ja lubię mieć plakaty na ścianach. Ostatnio wisiały kopie ukraińskich grafik. Na przykład książę Karol i księżna Diana w ludowych strojach ukraińskich. Czyli książę Karol w dresie, mokasynach, a księżna Diana w stroju sprzedawczyni z targu. Uwielbiam też stare mapy.

A to ciekawe.

Mogę się na nie gapić godzinami. Teraz akurat wisi stara mapa drogowa Polski sprzed 1939 roku. Mam też mapę przedwojenną Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego – nieprzypadkowo, bo moja dziewczyna jest z Sosnowca, a moja mama jest z Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Pijesz coś w trakcie pracy?

Kawę. Ale nie ekspresową, tylko parzoną po bałkańsku, w dżezwie. Albo w byle jakim tygielku. Od razu z cukrem. Poza tym piję dużo wody, trochę herbaty.

Alkohole?

Do pisania nigdy. Alkohol traktuję wyłącznie jako narkotyk. Po alko nic nie zrobię. Papierosy zresztą też mogę palić tylko przy piwie. Gdy zapalę bez alkoholu, dopadają mnie stany lękowe.

Mnie lekkim lękiem napawa fakt, że Ty umiesz pisać w knajpach. 

Mam parę knajp, w których się dobrze pisze. To też zależy od pory roku. Nie róbmy może kryptoreklamy.

To już nawet nie chodzi o konkretne miejsca, ale żeby w knajpie pisać? Przy tym całym szumie i ludziach, którzy ciągle są gdzieś obok?

Jak spotkam kogoś znajomego, to jest miło: można się oderwać, pogadać, przypomnieć sobie, że się funkcjonuje w społeczeństwie, bo ja po całym dniu pracowania w domu czuję się jak po roku na bezludnej wyspie. Mam taki dziwny problem, bo ja jestem w sumie dość aspołeczny i w tłumie się męczę, ale jak długo ludzi nie widzę, to męczę się jeszcze bardziej. Idealnie jest tak, że ludzie są w tle, a w knajpach właśnie tak jest. Więc w mieście jest mi o wiele lepiej.

Więc tak siedzisz i piszesz w knajpie. Kilka godzin nawet.

No jasne. Ale bywa różnie. Czasem trudno się skupić. Ostatnio regularnie, przypadkiem, spotykałem kolesia, który co rusz z inną osobą głośno dyskutował o poparciu dla Kukiza. Jakoś tak wychodziło, że siadał zawsze za mną. Tak jechał, że nie dało rady wytrzymać.

Jak sobie poradziłeś?

Wziąłem słuchawki, puściłem muzykę.

Zdarza Ci się tak, że tekst pochłania do tego stopnia, że zapominasz o otoczeniu?

No to jest super stan. Ale doprowadzić się do niego jest dość trudno. Ale zazwyczaj siedzę i piszę w czymś w rodzaju flow. Oczywiście potem zwracam uwagę na kształt zdania i tak dalej.

Przerwy w trakcie pisania jednak chyba robisz?

No pewnie. Wstanę, kawę zaparzę, książkę poczytam. Lubię pisanie sobie przegryźć czymś. Może to być książka, filmik lub coś innego.

Wszystko to mi wygląda na niezły chaos, powiem szczerze. A jednak przecież coś udaje Ci się zamknąć!

Gdy mam termin, to zapieprzam do rana. Nie ma zlituj. Siedzę całą noc. Ale też ja naprawdę rzadko tracę entuzjazm do tematów.

Podjarka.

Na ogół zawsze mi się fajnie pisze w takich sytuacjach, tyle że jestem zmęczony. Podchodzę dość odpowiedzialnie do swoich obowiązków. Ale to wszystko się trzyma kupy.

A blokada twórcza Cię nie dopada?

Nie no. Myślę o tym racjonalnie. Gdy coś nie wychodzi, nie rozsmarowuję na sobie uczucia niemożności, nie panieruję się nim. Raczej staram się je rozmontować, by wrócić do stanu, w którym mogę pisać.

Rozmontować?

Czyli szukać jakiegoś wyjścia. Ale gdy się nie uda znaleźć wyjścia tu i teraz, to też nie dramatyzuję. Przyjdzie kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.