Najpierw mały dreszcz matematyczny. Przeliczam, ile wtedy miała wtedy lat. Już jestem spocony z nerwów. A to nie wszystko. To ledwie początek Potem dochodzi do tego przeżycie egzystencjalne: jeśli ja w tym samym wieku tego nie widzę, co ona, to ile są warte moje doświadczenia?
[tekst inspirowany lekturą książki Annie Ernaux "Życie zewnętrzne" w przekładzie Anastazji Dwulit i wydanej przez Wydawnictwo Czarne; egzemplarz recenzyjny otrzymałem od wydawnictwa; tekst NIE powstał w ramach współpracy]
Brzmi to dość dziwnie: ile są warte moje doświadczenia? Chętnie bym okoliczność narodzin tego pytania przerzucił na autorkę książki "Życie zewnętrzne" Annie Ernaux. W sumie tak trochę jest. Ale przecież to moja sprawa, francuska autorka nic tu winna nie jest. Opublikowany przez nią tekst wyzwala zresztą więcej pytań i, nie mam wątpliwości, dotyczy wielu istotnych dla innych spraw. Mam o to też mieć pretensje?
Zupełnie poważnie: jest to, powiedzmy ostrożnie, garść zapisków z życia, odkrywanie ukrytych wymiarów, sakrament spotkania z drugim człowiekiem w społeczeństwie, gdzie każdy odgrywa swoją pozornie niezależną rolę. Oto Paryż, lata 80., 90. i początek nowego millenium. Narratorka przemieszcza się w te i we w te kolejką podmiejską (RER - to oficjalna nazwa, ale u Ernaux brzmi jak wymyślona specjalnie do książki), obserwuje życie przesiąknięte z jednej strony konsumpcją, a z drugiej jakąś jawną, a w każdym razie ujawniającą się pod powiekami opowieści, niesprawiedliwością społeczną, polityczną, materialną.
Sama narratorka to niejako człowiek z przedpokoju. Bo gdyby metaforycznie określić otaczający ją świat jako mieszkanie, ona stoi gdzieś w korytarzu i raczej nerwowo przebiega między salonem, w którym uwodzą przedmioty (kto tak pięknie pisał jeszcze o zachłyśnięciu przedmiotami? o konsumpcji i pożądaniu? niech mi ktoś przypomni, bo gdzieś to mam z tyłu głowy, ale zapomniałem ścieżki dostępu), a kuchnią i magazynkiem, gdzie odłożono ludzi z ich biedą, brudem, bezdomnością, brakiem i Bóg wie, czym jeszcze.
Ci ludzie z kuchni i magazynu nie są przyjemni dla salonu, ale pod działaniem pióra Ernaux są arcyciekawi, barwni, mają swoje budzące podziw strategie przetrwania, fascynujące osobowości, twarze, często kolorowe. I nie jest to metafora. A najgorsze (najlepsze?), że czasem niepokojąco przypominają oni bliskich.
Jak nazwać tak pisany tekst? Notes podróżny? Egzystencjalnik przygodny? Literaturoznawcy mają lasso definicyjne, na które łapią pisarstwo Ernaux. Autofikcja. Dobrze, choć to za mało. Autorka rozpycha się bezczelnie, gubi się, błądzi, wyprowadza nas w pole. Jednocześnie mniej więcej wiadomo, po której stronie przyzwoitości i szczerości, zwłaszcza wobec siebie, się lokuje.
I jeszcze paradoksy:
Pierwszy: pochłaniałem Ernaux powolutku. Sączyłem ją sobie, czasem denerwując się na to i owo, czasem doceniając jej osobność w świecie. Autorka, choć wydawała mi się w wielu sprawach bliska, budowała konsekwentnie dystans. Jakby chciała mi powiedzieć: może mam tyle samo lat, ale idę dalej, bo jestem gdzie indziej. Oraz: to tylko wycinki, nie dowiesz się wszystkiego.
Na tym zapewne polega literatura. Na zręcznym montażu, w którym osoba czytająca gubi się pomiędzy zdaniami, szukając rzeczywistości, a odnajdując w gruncie rzeczy fikcję. Ale czy to znaczy, że autorka "Życia zewnętrznego" zmyśla? No też nie. I na tym właśnie polega kolejny, drugi paradoks.
Nie widzę świata jak Ernaux, bo do innego miejsca przynależę. Nie dojeżdżam kolejką RER, nie mieszkam w Paryżu, a przede wszystkim pisać tak nie umiem. Ernaux ma coś takiego w opowieści, że zamiast się tym martwić, zazdrościć itd. (ludzkie sprawy, proszę nie czepiać się emocji), człowiek zajęty jest bazgraniem ołówkiem po zadrukowanych stronach. Jakby dla uspokojenia rozbujanej wyobraźni, chciał czegoś dotknąć.
Dodam, że mój ołówek to rzecz dla mięczaków. 8B. Bez wyrzutów sumienia i poczucia winy (oba warianty do wyboru, choć z grubsza chodzi o to samo) można nim zaznaczać na słowach, zdaniach, a czasem i całych akapitach swoje, środkowoeuropejskie akcenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.