(c) Hernan Irastorza / Foter / CC BY |
Vigaerllo w swojej książce zajmuje się nowoczesnością datowaną od czasów renesansu. Pierwsze wzmianki i cytaty pochodzą zatem z XIV i XV wieku. Z czasów, gdy triumfowało to, co "na górze" ("A po cóż troskać się o nogi, skoro i tak ich pokazać nie wypada?") czy dominowała fascynacja oczami (dziś już, tak na marginesie, w zaniku będąca - zwróćcie uwagę).
Są też uwagi o tuszy, wzroście i manierach. Zwiewnym i luźnym być - nie wypadało. Luźnym w zachowaniu czy to... w pasie. Cytowany przez autora Ambroise Pare wspomina bowiem o wieśniaczkach żebrzących w Paryżu w wieku XVI tak: "gruba dupiasta dziewucha, okrągła i dobrze w sobie, w wieku około trzydziestu lat, która mówiła, że jest z Normandii".
Ech.
Uroda z czasem się jednak zmienia. Walory XVII wieku zamykają się w formule "urody ekspresyjnej". Powraca temat talii i ściskania, czyli słynny gorset, który przetrwał po dziś dzień zwłaszcza w metaforze. Ale że kiedyś był konkretnym problemem, dowodzi krytyka Locke'a z 1693 roku, który pisał:
Wąskie piersi, krótki i nieświeży oddech, chore płuca i krzywy kręgosłup - oto naturalne i prawie stałe skutki twardej sznurówki lub ciasnych sukien.Historia kolejnych wieków to nie mniej fascynujący element refleksji nad przemianami wzorców urody, choć oczywiście dla wielu najbardziej interesującą częścią w tej lekturze będą czasy współczesne. Dlaczego? Ano dlatego, że one najbardziej bezwstydnie - i nie jest to tylko metafora! - obdzierają nas ze złudzeń.
Rozdział od datowanej od roku 1914 historii urody nosi tytuł "uroda zdemokratyzowana?". Ze znakiem zapytania. Koniecznym ze względu na wiele pytań i niejasności wynikających z tego, co tak naprawdę warunkuje współczesną kondycję piękna. Ogólne tendencje wiele jednak mówią o kierunku zmian. To na przykład, że sugerowana waga kobiety (wzrost 160 cm) pomiędzy rokiem 1929 (60 kg) a 1939 (51,5 kg) malała. Albo to, że kobiety stały się coraz bardziej aktywne w zdobywaniu mężczyzn (dotąd było na odwrót i nie było możliwe odwrócenie tego porządku; przynajmniej jeśli nie chciało być się chamem ;-). Przykładem chociażby Brigitte Bardot.
Zunifikowały się też płcie. A raczej poprzesuwały się atrybuty męskości i kobiecości. Z jednej strony mieliśmy (i wciąż, zdaje się, mamy) do czynienia z feminizacją męskości. A z drugiej - z maskulinizacją kobiecości. Tradycyjnie pojętej męskości i kobiecości, rzecz jasna.
Zmieniają się znaczenia i zmieniają się wzorce. A wyznacznikiem urody jest wyjątkowość, indywidualizm, zwrócenie uwagi na swoje potrzeby. A raczej "swoje" potrzeby. Bo już nie wiadomo, czy chodzi o osobiste potrzeby podmiotu urodziwego czy producenta, który chce w ten sposób dotrzeć do nas.
Vigarello analizuje sporo dokumentów i prasy francuskiej. Pod tym względem jest mistrzem i, uprzedzam lojalnie, książka nie ucieszy tych, którzy oczekują historii urody ogólnoświatowej. Oczywiście tendencje francuskie można rozciągnąć z grubsza na cały świat Zachodni. Globalizacja - także globalizacja świata urody - sprawiła, że wiele uwag odnoszących się do lokalnej sytuacji, sprawdza się w innych częściach świata. Dla polskiego czytelnika czytelne więc będą sugestie dotyczące wpływu konsumpcji na kształtowanie wzorców piękna.
Niestety.
Przeł. Maciej Falski, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2011. |
Czytaj także o "Historii gwałtu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.