Maja: wiek 36 lat; waga 52 kg; wzrost 160 cm; oczy piwne; orientacja seksualna: hetero ze skłonnościami do dramatu i eksperymentu; orientacja światopoglądowa: depresja; narodowość: w zaniku; stosunek do ofiar Holocaustu: empatyczny.Tak zaczyna się, od razu, na pierwszej stronie, charakterystyka bohaterki powieści Karpowicza. Potem jest tak zwana zwykła sytuacja. Podróż komunikacją miejską. I odnotowanie kolejnego bohatera. Znów wedle tabelki wiek/waga/wzrost/oczy/orientacja ("zajebać Rosjan")/narodowość/stosunek do ofiar Holocaustu.
I tak dalej. I tak dalej.
Śmieszne? No, trochę. Bo oczywiście Karpowicz wyolbrzymił sposób charakteryzowania innych. Ale też uwypuklił coś, co robi z nami wirtualna komunikacja (czyż nie tak samookreślamy się na fejsie czy portalach randkowych? no kaman?). A może w ogóle sposób kategoryzowania. Się. Na własne życzenie. Wpisywania w tabelkę. Określania jednoznacznego. Amputującego niuanse i wypukłości.
Śmieszne? No, nie sądzę.
Książka "Ości", gęsto zadrukowana słowem wysokiej jakości spod znaku (c) Karpowicz (przypomnijmy: ostatnia powieść "Balladyny i romanse" wysoko notowana wśród publiczności popularnej i profesjonalnej; nominacje do Nike i Paszport "Polityki"), opowiada, jak stwierdziło wielu już, o plotce. Czyli o czymś na tyle niewiarygodnym, że aż trudno w to uwierzyć, a jednocześnie na tyle atrakcyjnym, że lepszym od rzeczywistości, Ot, literatura, powiedzielibyśmy. I cmoknęli, uznając, jak świetnie sobie obmyślił to Karpowicz.
Oczywiście jest też i u Karpowicza, bajacza, fabuła. Toczy się rytmem szkatułkowo-spilarnym. Wszystko się ze sobą splata. Bohaterowie przechodzą z rąk do rąk, a drag queen, homoseksualiści, heteroseksualiści, w ogóle liści i ości innej i różnej maści próbują odnaleźć nie tylko innych, ale i siebie. A my nas w nich. Czy wszystko jasne? No, nie do końca. Ale o to zdaje się chodziło.
Nazywanie to słowa, pod nimi jest coś znacznie ważniejszego – empatia - mówił Ignacy Karpowicz w wywiadzie dla dwutygodnika.com
Czyżby dlatego Karpowicz, uprzedzając ewentualne przykrości, dał swoim bohaterom książkę do przeczytania? I co to znaczy właściwie? Rzecz tu polega mianowicie na tym, że postaci mają swoje pierwowzory w świecie rzeczywistym. Kaja Malanowska czy Krzysztof Tomasik. By wymienić dwa z brzegu nazwiska. Mają oni swoje życie rzeczywiste i swoje życie, hm, fabularne. To drugie właśnie opisuje Karpowicz w "ościach". Opisuje czy odmalowuje. Albo jeszcze co innego robi. Bo w zasadzie każde słowo i nazwanie będzie tu mniej istotne od skutku. Literacko-emocjonalnego.
Ale ten powyższy akapit to właściwie taka ciekawostka...
Mówiąc o "ościach" jeszcze inaczej można stwierdzić, że dostajemy różne komunikaty na różnych poziomach. Na ogólnym, społecznym, że - upraszczając sprawę - trochę rezygnujemy z własnej indywidualności na rzecz dopasowania. By zyskać albo i podkreślić swoją indywidualną przynależność. Na, dajmy na to, emocjonalnym - że związki mają różny charakter i nie zawsze ich dobry charakter zależy od dobrego charakteru osób decydujących się w nie wejść (w innym języku mówiąc: książka to doniesienie z kultury i czasów upadku instytucji zwanej małżeństwem). I wreszcie na poziomie szczegółowym - że losy ludzkie (ale nie tylko, bo i nie tylko o ludziach Karpowicz pisze) rożnymi torami się toczą. I nigdy nie wiesz, ku jakiemu zakończeniu Cię zaprowadzą. Tak Cię. I Ciebie też.
Tyle, czy faktycznie ta diagnoza nas uspokaja? A może jednak, może mimo wszystko, może właśnie dlatego, że jest jak jest, chcielibyśmy, żeby coś spotkało nas pewnego. Trwałego. Bezpiecznego. I jednoznacznego. Żebyśmy nie mieli już nigdy więcej tylu wątpliwości.
Czy nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.