środa, 11 września 2013

Lektura wymagająca: Henryk Markiewicz || przełom XIX i XX wieku

Karola Irzykowskiego zna garstka dobrych i pilnych studentów filologii polskiej. Odnoszę wrażenie, że prof. Henryka Markiewicza też. A tymczasem rezultaty tego połączenia bywają bardzo pouczające. Czego przykładem "Czytanie Irzykowskiego" (Universitas, 2011).


Karol Irzykowski żył na przełomie XIX i XX wieku. Należał do elity krytyków literackich w Polsce. Zajmował się jednak także filmem. Co było ewenementem wówczas - kino należało do młodych sztuk i przez to nie było zawsze szanowane przez wyniosłych ponad doraźności profesorów.

Ale grał też Irzykowski w szachy. I był ponoć w tym niezły.

Prof. Henryk Markiewicz z kolei to legenda polonistyki krakowskiej. I nie tylko krakowskiej. Pisałem o nim zresztą wiele razy, przy różnych okazjach. Tu czy tam. Aby wyobrazić sobie, jakiej klasy to człowiek, trzeba byłoby użyć tu wielu metafor, które i tak pewnie w pełni nie określiłyby błyskotliwości, przenikliwości i rzetelności prof. Markiewicza. W każdym razie w Internecie takiej wiedzy, jaką ma ów polonista, nie znajdziecie. Wikipedia może się schować. Przynajmniej jeśli chodzi o literaturę.

Książka "Czytanie Irzykowskiego" to zbiór kilku artykułów, jakie o krytyku z przełomów wieku napisał Markiewicz. Nie da się ich czytać po kolei, od razu powiem, ale dzięki temu właśnie mogłem lekturę książki rozpocząć od tekstu "Szachy i majcher". Sami przyznacie, że tytuł ma w sobie magnes. Tekst jednak, wbrew tytułowi, w małym stopniu omawia pasję Irzykowskiego, za to prezentuje pasję inną, może nawet gorętszą: polemiczną. Oto Irzykowski na kartach tego artykułu kłóci się, mówiąc trywialnie, z Antonim Słonimskim.


Temperatura sporu między panami od początku była wysoka. Irzykowski wypominał na przykład Słonimskiemu, że ów tylko "naszczurza się na zewnętrzne przypadkowe śmiesznostki". Poeta odpowiadał najprościej: że Irzykowski go nudzi. Co musiało boleć najbardziej.

Spór ten, o czym pisze szczegółowo Markiewicz, trwał latami i przybierał skrajne postaci. Pożytek z tych potyczek jest dla nas taki, że dziś mamy świetny dokument z epoki. Nie tylko o tym, jak się gentlemani wadzili, ale w ogóle o tym, jak można było inteligentnie i na poziomie (choć z tym drugim bywało różnie) się kłócić. To se nevrati, chciałoby się rzec, ale może nie ma co narzekać.

Interesuje nas zresztą tu książka Markiewicza. Wieloraka, solidna, nie będąca biografią Irzykowskiego, ani skrótowym wykładem jego poglądów na życie. To raczej rzecz dla zaawansowanych i tych, którzy jako taką wiedzę na temat bohatera tekstu mają. To także, z innej perspektywy patrząc, przykład wykładu rzeczowego, na temat, bez zbędnych dygresji. Wykład mocno zdyscyplinowany. Powiew filologii nieco archaicznej już - przynajmniej jeśli o literaturę współczesną chodzi - ale budzącej szacunek. I podziw.

2 komentarze:

  1. Melduję się ! Była studentka filologii polskiej, która zna Markiewicza i Irzykowskiego aż za dobrze. W okresie (jeszcze) wakacyjnym sięgnę raczej po coś lżejszego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. W sumie wrzesień to jeszcze wakacje studenckie. Chyba, że ktoś ma jakiś egzamin w plecy ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.