poniedziałek, 2 grudnia 2013

Nieprzyjemności sztuki

"Wstyd!  Hańba! Dość!" - krzyczeli oburzeni widzowie niedawno podczas spektaklu "Do Damaszku" w reżyserii Jana Klaty. Wydarzenia podobne do tych, które miały miejsce w Starym Teatrze Narodowym w Krakowie, zna świat sztuki od dawna.

Tłum. Antoni Górny, Muza, Warszawa 2013.
Dajmy na to przypadek "Kochanka Lady Chatterley" D.H.Lawrence'a. Książki, którą chyba znają wszyscy. "Najprzeróżniejsze typy czytelników, od uczniaków po uczonych, potrafiły streścić fabułę Kochanka, opowiadającą o melancholijnej kobiecie, żonie angielskiego arystokraty, uwikłanej w płomienny romans ze stajennym w majątku męża i ostatecznie uciekającej z kochankiem z pałacu" - pisze Caroline Levine w "Od prowokacji do demokracji". Przypomina też o procesie, jaki przy okazji tej publikacji odbył się w latach 60. ubiegłego wieku. Przysięgli mieli ocenić, czy "wartość literacka tekstu przewyższa jego niszczycielski potencjał". Niszczycielski potencjał? Oczywiście chodzi o przedstawienie niemoralnej seksualności. Albo, po prostu, o przedstawienie seksualności. Pornografia to rzecz, wiadomo, niezbyt przystojna.

Niemniej ciekawa była sprawa związana z "Ulissesem" Joyce'a. Też przecież mocno pornograficznym tekstem. Niby elitarne, niby arcydzieło, a jednak niepokoiło. "Mimo trudności, które sprawiał czytelnikom, Ulisses wywoływał szok u odbiorców hołdujących tradycyjnej moralności, w powieści nie brakowało bowiem czteroliterowych słów i szczegółowych opisów pożądania seksualnego". Dlatego prokurator musiał ogłosić, co następuje: Ulisses "zaczyna się od bluźnierstwa, po czym przechodzi całą drogę przez wszystkie perwersje seksualne, by skończyć się niewyrażalnym brudem i obscenicznością".

W rozdziale o pornografii, w swojej książce, Caroline Levine zajmuje się nie tyle samymi przypadkami skandali, ile pokazaniem, jak te skandale rozwiązywano. Pokazuje także, że obrona często odwoływała się do opinii elity - a nie społeczeństwa. Jakby to głos ekspertów był najważniejszy. I nie miało znaczenia, co tak zwany lud ma do powiedzenia. "Christopher Nowlin twierdzi, że zasięganie opinii ekspertów w procesach o obrazę moralności świadczy o elitarystycznych skłonnościach prawodawców oraz o braku z ich strony woli uszanowania prawdziwych, bogatych społeczności zwykłych ludzi, będących w domyśle beneficjentami praw obyczajowych" - pisze Levine.

Ciekawe rozważania w tej książce dotyczą relacji pomiędzy światem artystycznym a społeczeństwem. Świat sztuki, a przynajmniej niektórzy jego przedstawiciele, często dość elitarystycznie traktował swoją przestrzeń. Artyści bywali nawet zszokowani tym, że prawo miało czelność wejść z butami w ich świat.

Ale czy sztuka ma swoją osobną przestrzeń i swoje osobne prawa? No właśnie. To jest zasadnicze pytanie. I czy nie ono pobrzmiewało także w tonie protestu osób na spektaklu "Do Damaszku" w reżyserii Jana Klaty? A jeśli tak, to jakiej odpowiedzi udzielimy? Przed ostatecznym rozstrzygnięciem naprawdę radzę zajrzeć do tej książki, w której autorka - w dość spójnym wywodzie, podlanym wieloma historycznymi przykładami - dowodzi, że sztuka nie zawsze jest po to, by było przyjemnie. Komukolwiek.

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.