W "Kiedyś o tym miejscu napiszę" jest wiele prostoty. Niby takiej czarno-białej, choć nie do końca. No bo tak: życie jest czarno-białe teoretycznie. I praktycznie nawet też. Zwłaszcza jak żyjesz - podobnie jak narrator książki - w Afryce. Jesteś Czarny, choć to Biali próbowali napisać Twoją historię. A tam, zaraz, "próbowali". Zrobili to po prostu. To znaczy nie tak prosto jakby się chciało, i w ogóle nie prosto, ale zrobili. Bez pytania. I ustalili, że Czarne to czarne.
A tymczasem prostota u Binyavangi Wainainy bije od pierwszych stron. Nie tylko dlatego, że autor chce widzieć rzeczywistość po prostu. Także dlatego, że jego opowieść rozpoczyna się od momentu, gdy jest on małym chłopcem. Ma siedem lat i gra właśnie w piłkę. Czemu nie? Tak robią chłopcy na całym świecie. Niby nic wielkiego, ale jednak okoliczności są nieco gorące.
Jesteśmy przecież w Kenii, która jest świeżym afrykańskim państwem. Mamy lata 70. XX wieku i właśnie docierają tu nowinki ze świata wielkiego. Przede wszystkim muzyczne, ale nie tylko. Są na przykład kiełbaski. Oraz cała ta popkultura, która nie kojarzy nam się przecież z Afryką.
Ale Wainaina tak już ma. Pisze o świecie, który go otacza, bez specjalnego analizowania poczucia winy wpisanego w nasz - świata pozaafrykańskiego - punkt widzenia. To raczej swobodny opis życia. Podanego w specyficznej oprawie: niewinności, ciekawości, radości. Z pewnymi powtarzalnymi wątkami, które budują strukturę książki na zasadzie zaplatających się wątków. Dotyczących na przykład - będziecie to czytali jako znamienne - pragnienia.
Karakter, Kraków 2014. |
Szybko dowiadujemy się też, że Wainaina podejmuje dość wcześnie ważną decyzję o tym, że chce zostać pisarzem. Ku naszej radości. To jeszcze w młodości. Ten entuzjazm opowieści zostanie, choć potem jest ciężej. Ale też dorosłość nie zawsze podąża prostymi drogami. Nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy potyka się o prostotę zdań świata kolorowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.