wtorek, 15 lipca 2014

Niechaj pierwszy rzuci kamień ten...

Czy można zniszczyć życie, zanim osiągnie się pełnoletność? Niestety. Christiane F. przyszło to bez większego wysiłku.

(c) Mundus Gregorius / Foter / Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-NC-SA 2.0)

Zaczęło się od dyskotek. I tego, że pewien chłopak był bezbłędnie zachwycający. Potem ktoś poczęstował ją narkotykiem raz, drugi, a za którymś-tam-kolejnym szybko się okazało, że dziewczyna jest uzależniona. Mimo inteligencji, wrażliwości i osobowości, Christiane stoczyła się na dno. Wpadła w wir, z którego nie byli wstanie wyciągnąć ją najbliżsi.

Gdy Christiane F. przeprowadziła się wraz z mamą i coraz bardziej sfrustrowanym tatą na berlińskie osiedle, właściwie nic jeszcze nie zapowiadało tragedii. W domu zdarzały się oczywiście problemy - mama goniła za pieniądzem, tacie nie układało się w pracy i miał wybuchy agresji - ale dziewczyna miała swój pokój, mnóstwo swobody i zwierzęta, które bardzo kochała.

Mijały jednak tygodnie, sytuacja się zaogniała, pierwsze dały znać o sobie hormony. I chęć wyróżnienia się. Bo Christiane nie chciała powielać scenariusza rodziców. Nie wyobrażała sobie, że może zostać szarą myszą z osiedla. Jednym z wielu mieszkańców smutnej dzielnicy.

>> Raz, kiedy pewnej soboty miałam akurat pieniądze, a w „Soundzie” były dowolne pigułki, przesadziłam. Ponieważ jakoś tak byłam w fatalnym nastroju, wzięłam dwa captagony, trzy efki i parę tabletek kofeiny i popiłam wszystko piwem. Kiedy zaczęło mnie roznosić, nie spodobało mi się. Doprawiłam mandraksem i mnóstwem valium.

Christiane coraz swobodniej poruszała się w świecie narkotyków. Jej nastroje związane były teraz z tym, czy ma dostęp i może zaaplikować kolejną dawkę czy nie. Wszystko zaczęło się kręcić wokół tego. Słowa "kradzież" czy "usługa towarzyska" wypadły ze słownika pojęć niemożliwych.

W domu nie układało się poza tym dobrze. Mama wyprowadziła się do nowego, niezbyt przyjemnego faceta. Nie malały troski materialne. Ubogie były więc relacje Christiane z najbliższymi. Dziewczyna była coraz bardziej zdana na samą siebie.

>> Troski materialne nadal stanowią przyczynę wielu konfliktów i problemów. Wysoki czynsz oraz wciąż rosnące koszty utrzymania zmuszają do pracy w coraz większym wymiarze godzin oraz do pracy zarobkowej obojga rodziców. Tak więc życie ludzkie podlega tu pozornie nieuniknionemu przymusowi poświęcania coraz większej ilości czasu i energii codziennej pracy zawodowej, bez możliwości osiągnięcia w zamian prawdziwego szczęścia i dobrobytu.

Wszystko zmierzało ku jednemu. Nie było już odwrotu.

Narracja Christiane - nagrało ją dwóch dziennikarzy niemieckojęzycznych, pod koniec lat 70., kiedy to rozgrywa się akcja "My, dzieci z dworca Zoo" - jest przerażająca. Nie ma tu miejsca na dobre, alternatywne rozwiązania. Bezradni są policjanci czy lekarze, którzy wprost mówią: "Tu walka się nie uda. Tu od razu trzeba pożegnać się z życiem".


Książka wywarła ogromne wrażenie na opinii publicznej. Opowieść o dzieciach stała się pretekstem do dyskusji nie tylko o narkotykach, ale o społecznej odpowiedzialności. Na podstawie opowieści prędko powstał film z udziałem Davida Bowiego, który nagrał ścieżkę dźwiękową. Pod koniec lat 80. relacja Christiane F. ukazała się też w Polsce w znakomitym przekładzie Ryszarda Turczyna.
Iskry, Warszawa 1987.

Ale najgorsze, że treść "My, dzieci z dworca Zoo" wydaje się wciąż aktualna.

1 komentarz:

  1. Czytałam wieki temu, ale do dziś pozostaję pod wielkim wrażeniem tej historii. A raczej: siedzi mi ona w głowie i absolutnie nie ma zamiaru się ulotnić. Przerażająca jest ta jej wciąż niesłabnąca aktualność, masz rację.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.