Photo credit: mariachily / Foter / Creative Commons Attribution 2.0 Generic (CC BY 2.0) |
Reporter nie miał łatwego zadania. Musiał najpierw przekonać do siebie. Napisał w tym celu nieco manipulatorski list, w którym - podkręcając to i owo - pochwalił siebie niemal od każdej strony. Rezultatem było przyjęcie go do ekipy, choć grupa wcale łatwą nie była. I wiadomo było to już od początku. Wyprawa miała przecież żałobny charakter. Uczestniczyli w niej bliscy zmarłych, a głównym zadaniem było doprowadzenie do pochówku lub zabezpieczenia ciał.
Książka jest reportażem, więc krok po kroku, z pozycji uczestnika, poznajemy koszty wyprawy, przygotowania, rozmowy i konsultacje, jakie prowadził Hugo-Bader, kolejnych bohaterów. Reporter, poza notatkami i baczną obserwacją, nagrywa też film ("Długi film o miłości"). Jest więc w pracy. A my wraz z nim. Dlatego wraz z nim doświadczamy różnych stanów. Doświadczamy na przykład odstawienia - jak sam Jacek Hugo-Bader przyznaje - nieco na bok. Nie raz, nie dwa reporter jest bowiem przyczyną napięć. Zwłaszcza gdy próbuje z dystansu, bez wikłania się w relacje, spojrzeć na człowieka.
Coś ty powiedział? Że himalaiści idą na szczyt celebrować swoje "ja"?Reporter za takie właśnie "prowokacje" zapłacił zresztą, jak się zdaje, swoją cenę, o czym mówił między innymi na łamach dwutygodnik.com. Jednocześnie powstał tekst świetny - wieloaspektowy i wyczyszczony, wyczerpujący a zarazem oszczędny. Hugo-Bader ogląda himalaistów z wielu stron. Przybliża nie tylko historię ich osiągnięć (i porażek), ale również zadaje fundamentalne pytania o tym, czym jest solidarność w górach czy co pcha ludzi na szczyty. Dosłownie. Ale nie tylko.
Znak, Kraków 2014. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.