Inga Iwasiów: Mam przenośmy warsztat pracy. W mieszkaniu szczecińskim urządziłam sobie coś w rodzaju gabineto-sypialni na strychu, po latach pracy w centrum M4, z dziećmi za plecami. Jednak komputera stacjonarnego nie używam od dawna, a laptop sprzyja zmianom. Chodzę z nim po domu, często siadam w dość niewygodnym - choć wybieranym starannie pod kątem funkcjonalności właśnie – fotelu, kładę laptopa na kolanach, opieram nogi o półkę pod stołem. Niefizjologiczna pozycja, grzeję sobie i laptopowi brzuch, po pewnym czasie bolą mnie ramiona. Czasem, gdy chcę się zmobilizować, zwłaszcza jeśli mam potrzebę rozłożenia przed sobą materiałów, siadam w mojej jadalnio-kuchni, do której przenoszę lampę. Raczej więc pracuję w nie-miejscu i nie wiem dlaczego.
- Piszesz najczęściej w domu czy gdzieś indziej? Jak wygląda Twoje miejsce do pisania? Jeśli piszesz poza domem - to gdzie?
- Piszę właściwie codziennie, ale różne rzeczy. Od opinii i recenzji prac innych osób, studentów i naukowców, przez eseje i felietony po powieści. Formy pozaliterackie powstają w domu, lubię przerywać pracę nad nimi łażeniem po pokojach, czynnościami gospodarskimi. Poza tym mam nawyk patrzenia na książki, na własne zasoby. W ten sposób przypominam sobie różne wątki. Większość mojej prozy powstała poza domem, w obcych miejscach. Czyli zwykle przy niewygodnych stolikach, na niewygodnych krzesełkach, czasem na komputerze z obcą klawiaturą. Nie chodzi tylko o inspiracje czy reset głowy, chodzi o stronę praktyczną: na miejscu zawsze znajdzie mnie pilna robota i niepisanie literackie zejdzie na drugi plan.
- Które pory dnia są najlepsze do pisania? Z czym to jest związane?
- Jeśli to możliwe, piszę rano, w południe śpię i potem mam drugą turę po 16.00. Związane to jest z fizjologią mózgu i nawykami. Nie mogę już pisać w nocy, po prostu bywam za bardzo zmęczona. Moje teksty prozatorskie powstają w ciągach, więc właściwie mam podczas ich pisania rytm nałogowca: nawet w nocy coś tak sobie kojarzę, a potem siedzę aż odpadnę, śpię, jem i rzucam się znów do komputera. Barierą jest ból kręgosłupa. I wieści „z centrali” mojego życia, czyli jakieś kwity naukowe do zrobienia, albo prośby o recenzję, opinię, artykuł.
- Piszesz od razu na komputerze czy też na papierze? Jakiego używasz programu?
- Papieru dawno nie używam, czasem nabazgrzę sobie coś, czego potem nie mogę odczytać. Używam Worda odkąd wszedł do Polski. W ogóle szybko oswoiłam technikę, już pracę doktorską pisałam na poprzedniku laptopa, nie pamiętam jakiej firmy, ale pojechałam z tym czymś nad morze i tam, doglądając dzieci bawiących się w piasku, skończyłam rozprawę. Chyba w programie TAG? To było ćwierć wieku temu. Nie zdążyłam nauczyć się dobrze pisać na maszynie, wskoczyłam od razu w nowoczesność.
- Co znajduje się w zasięgu ręki, gdy piszesz, ? I czy masz otwarte inne programy,gdy używasz komputera?
- Wokół mam zawsze książki, szklanki z wodą, nieporządne notatki (jak powiedziałam, zwykle nieczytelne). A w komputerze mam otwartą pocztę i FB, bo muszę wiedzieć, co się dzieje na świecie. Robię prasówkę, piję wodę i zbieram się w sobie. Bo jak się już zbiorę, mało do mnie dociera. Więc nawadnianie się i informacja są ważne.
- Co z tzw. czynników rozpraszających uniemożliwia Ci pisanie? No i czy obecność innych ludzi przeszkadza w pisaniu?
- Nie przeszkadza. Zostałam matką wieku 20 lat, do habilitacji pracowałam z dziećmi za plecami, muzyką, telewizorem. Umiem się wyłączać, byle nikt nie nadawał komunikatu: natychmiast. Natychmiast odpisz, napisz, dostarcz, wyjdź, przyjdź. Teraz najczęściej bywam sama i sobie mówię „uhu” w razie, gdyby jakieś sprawy przychodziły mi do głowy. Czas coś zjeść? – Uhu.
- W jaki sposób organizujesz pracę? Wolisz pisanie regularnie, codziennie, czy zdarza Ci się może pisać zrywami?
- Na to pytanie właściwie już odpowiedziałam, ale w ogóle uważam je za nieadekwatne do mojego trybu życia. Po prostu jeśli nie uczę, nie czytam, to piszę. Nie widzę wielkiej różnicy pomiędzy różnymi formami pisania. Prozę piszę w czasie kradzionym, w pewnym sensie „po pracy”. Nie będzie już inaczej, chociaż czasem chciałabym, żeby było. Czyli są to nie tyle zrywy, ile „wyrywy”, wyrywanie samej sobie i swojemu zawodowi kawałków na inną odmianę pisania.
- Uważasz się za osobę zdyscyplinowaną czy raczej przesuwasz terminy?
- Jestem nadzorganizowaną pracoholiczką. Zawsze zdążam. Ostatnio bywa, że czegoś nie chcę zrobić, o czymś zapomnę, coś odsuwam, ale właściwe wówczas, gdy działam na resztkach paliwa i po prostu fizycznie nie daję rady. Trochę śmieszą mnie celebracje męki twórczej i opowieści o mrokach pustej kartki. Nie znam takich stanów, bo nie mogę sobie na nie pozwolić.
- I na koniec pytanie o "teraz". Co widzisz, gdy odsuwasz na chwilę wzrok od pisanego teraz tekstu?
- Widzę ogrodowy parasol na moim, zarośniętym winem balkonie, a za nim ogromną wierzbę. Cała ta zieleń odbija się w lustrze od szafy. Wzrok odpoczywa, plecy bolą, coś za coś.
(c) Instytut Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.