niedziela, 18 października 2015

Książce na ratunek

"Kiedy miałam dziewięć lat, biblioteka uratowała mi życie" - mówi Katti Hoflin, jedna z rozmówczyń Katarzyny Tubylewicz. Gdy czytam takie słowa, już wiem, że książka "Szwecja czyta. Polska czyta" należy do tych bardzo ważnych, obok których nie wolno przejść obojętnie.

(c) State Library of Queensland, Australia / Foter / No known copyright restrictions
Katti Hoflin to obecnie działaczka na rzecz doskonałych bibliotek w Szwecji. To ona wymyśliła wąsko sprofilowaną nowatorską bibliotekę TioTretton skierowaną do czytelników między 10 a 13 rokiem życia.

Wcześniej biblioteka uratowała jej życie. Miała dokładnie dziewięć lat.
>> Moja mama zakochała się wtedy w dużo młodszym mężczyźnie, została hippiską i porzuciła rodzinę. Ze mną i moim starszym rodzeństwem został tata. To był oczywiście straszny szok, okropny kryzys. Tata całymi dniami siedział, wpatrując się w kieliszek, a z mamą trudno było się skontaktować, bo cieszyła się wolnością. Kazała nam mówić do siebie 'Britt' zamiast 'mamo'. Na zewnątrz starałam się zachować twarz, ale byłam zrozpaczona, straciłam zaufanie do świata dorosłych. Wtedy zaczęłam regularnie chodzić do biblioteki, to była moja przestrzeń wolności.
Hoflin najpierw słuchała muzyki. Od początku dostała wsparcie bardzo dyskretnej bibliotekarki, która nie narzucała nic, nie naciskała - była tylko pomocna. Po jakimś czasie bibliotekarka podeszła do małej Katti i podsunęła jej książkę. "Można też poczytać" - powiedziała. Tak się zaczęło.

Kilkadziesiąt lat później Hoflin sama zachęca młodzież i dzieci do czytania. Ma świadomość, że dotarcie do bombardowanego kolorową i intensywną rzeczywistością pokolenia nie jest łatwym zadaniem. Gdy powstawała jej eksperymentalna biblioteka TioTretton w sztokholmskim Kulturhuset, napisała w komunikacie prasowym: "Nareszcie biblioteka dla ciebie! Nawet jeśli nienawidzisz książek!". Nie zawsze udawało się tak, jak sobie planowała, ale ciężka praca przyniosła efekty.

Wywiad Katarzyny Tubylewicz z Hoflin nosi znaczący tytuł "Biblioteka to dobry społeczny biznes". Ten tekst to skarbnica wiedzy i katalog dobrych praktyk, inspiracji i podpowiedzi. Znajdujemy je zresztą także w innych rozmowach w książce "Szwecja czyta. Polska czyta".

Stefan Ingvarsson, publicysta i tłumacz, przypomina, że założeniem klasycznego szwedzkiego wydawnictwa jest coś, co po szwedzku jest nazywane "gungor och karuseller" - "huśtawki i karuzele".
>> Wyrażenie to oznacza, że trzeba mieć w swojej ofercie zarówno mniej dochodowe huśtawki, jak i przynoszące pieniądze karuzele, również dlatego, że w każdym momencie huśtawka może stać się karuzelą.
Ingemar Fasth, twórca kultowej Międzynarodowej Sceny Pisarzy, opowiada z kolei o bibliotecznym autobusie, który od końca lat 40. ubiegłego wieku jest jednym z narzędzi promocji czytelnictwa w Szwecji. Fasth podkreśla też rolę dobrego spotkania autorskiego, które szczególnie dzisiaj okazuje się sporym przedsięwzięciem.
>> Żyjemy w coraz bardziej fragmentarycznej rzeczywistości: wysyłamy SMS-y, publikujemy informacje na Facebooku, wciąż nas coś rozprasza, robimy mnóstwo rzeczy naraz. Jest w tym wielkie niebezpieczeństwo, w ten sposób się zatracamy. Właśnie dlatego potrzebujemy czasem znaleźć się w sali, w której dwie osoby prowadzą ze sobą inteligentną rozmowę o ważnych sprawach. Mogą to być dialogi na najwyższym poziomie intelektualnym, jak podczas spotkania z Mirceą Cartarescu, z których przeciętny człowiek rozumie może połowę, ale fascynująco da się też dyskutować z autorem lub autorką kryminałów. Chodzi o to, by rozmowa była na tyle głęboka, abyśmy i my poczuli, że stajemy się jej częścią.
Wśród rozmówców Tubylewicz są jeszcze między innymi Anders Bodegard, znany w Polsce jako popularyzator poezji Wisławy Szymborskiej czy prozy Witolda Gombrowicza, oraz Ann-Marie Skarp, współzałożycielka wydawnictwa Piratforlager, które wydaje książki Lizy Marklund. Rozmowa z nią nosi również znamienny tytuł: "Uważam, że przez wiele lat wydawnictwa wzbogaciły się kosztem pisarzy".

Rozmowy ze szwedzkimi działaczami i animatorami kultury czytelniczej to jednak tylko część książki. Drugą zajmują wywiady z polskimi promotorami książek. Pojawiają się tu nazwiska Grzegorza Gaudena, dyrektora Instytutu Książki czy Beaty Chmiel, menedżerki kultury i jednej z liderek Obywateli Kultury.

Uwagę zwraca rozmowa Agaty Diduszko-Zyglewskiej z Beatą Stasińską, wydawczynią, przez wiele lat redaktorką naczelną wydawnictwa W.A.B., człowiekiem-instytucją. Stasińska mówi o wielu bardzo ważnych sprawach, wyjaśnia też kwestie podstawowe. Odpowiada na przykład na często padające w kontekście projektu ustawy o stałej cenie książki pytanie dotyczące rabatów na nowości.
>> Żaden producent czy handlowiec nie jest zainteresowany tym, żeby sprzedawać nowy towar po obniżonej cenie, jakby to był towar wybrakowany. Wyjątkiem jest książka w Polsce. Cztery lata tak zwanej wojny rabatowej sprawiły, że czytelnik od dawna nie uważa wydrukowanej przez wydawcę ceny książki za pozostającą w uczciwej relacji do kosztów jej wytworzenia, bo nawet w dniu premiery może tę samą książkę znaleźć w kilku różnych cenach w zależności od miejsca sprzedaży. Klient nie rozumie, za co płaci.
Diagnozuje też sytuację w Polsce:
>> Kto nie czytał, nie zacznie nagle czytać. Rynek sam nie dokona cudu. W szesnastu procentach gospodarstw domowych w Polsce nie ma ani jednej książki, w piętnastu procentach są tylko podręczniki; osiemdziesiąt procent ma nie więcej niż trzy półki z książkami, czyli około stu woluminów. Polska szkoła nie jest w stanie wykształcić nawyków czytelniczych. Aż siedemdziesiąt osiem procent Polaków nie kupiło w 2014 roku żadnej książki, a pięćdziesiąt osiem procent nie czyta nic. Krąg czytających Polaków jest dość zamknięty; ci, którzy czytają, zwykle korzystają z bibliotek i kupują książki. Nie rozmawiamy o książkach i rzadko lub wcale nie dajemy ich w prezencie. Co gorsza, kręgi osób nieczytających i kręgi czytelników są trwale rozłączne.
Mówi o konsekwencjach nieustabilizowanej sytuacji na rynku książki:
>> Skutek: z list bestsellerów wyrugowano dobrą literaturę. Dlaczego najnowsza powieść Michela Houellebecqa sprzedała się w ciągu miesiąca w milionie egzemplarzy we Francji, w kilkuset tysiącach w Niemczech i Hiszpanii, bez rabatów i bez udziału autora w promocji? O takiej sprzedaży Olga Tokarczuk, Jerzy Pilch czy Jacek Dehnel mogą dziś w Polsce marzyć.
Docenia wreszcie Internet:
>> Dzisiaj dobre małe księgarnie prowadzą prawdziwi miłośnicy książek. Ale jest ich garstka. Jeśli nie uda się zdobyć wsparcia instytucji kultury, ich byt jest zagrożony. Na ich korzyść działa przywiązanie i zaufanie czytelnika, które w przypadku książki odgrywa dużą rolę. Taką relację buduje się powoli. Tego nie robią supermarkety i sieci księgarskie. Czytelnicy od lat skarżą się na brak rzetelnej informacji i kompetentnej obsługi. Ten brak do pewnego stopnia zastępują blogi czytelnicze.
Książka Katarzyny Tubylewicz i Agaty Diduszko-Zyglewskiej to genialne przedsięwzięcie. Wyobrażam sobie, że egzemplarz trafia teraz na każde biurko lokalnego urzędnika odpowiedzialnego za politykę kulturalną. Ten tom bowiem to coś więcej niż komentarz do bieżącej fatalnej sytuacji książki i czytelnictwa. To zarazem lekcja społeczeństwa obywatelskiego i zachęta do rozwiązań systemowych. Coś co w Polsce nie zawsze działa tak jak powinno.
Wyd. Krytyki Politycznej,
Warszawa 2015.

2 komentarze:

  1. Mam ochotę przeczytać i dyskutować o tej książce!
    Już na podstawie przedstawionego fragmentu widać, że w Szwecji na książkach i czytaniu zależy wielu podmiotom, w Polsce zaś głównie wydawnictwom. Smutne, że blogerzy książkowi nie są tym tematem w przeważającej większości zainteresowani. Wydawać się może, że to wydawnictwa same sobie zafundowały ten problem udostępniając zbyt wiele tytułów blogerom za darmo. Nadmierne zawyżenie cen, które umożliwiło wojnę rabatową to przecież też sprawa wydawnictw... Może czas najwyższy na oddolne ruchy związane z promocją książek? Od lektury "Szwecja czyta, Polska czyta" warto zacząć.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.