![]() |
(c) forsycja / Foter / CC BY |
Szkoła krawiecka, mąż Andrzej, ciąża. Ot, ludzkie sprawy, proste kwestie - zupełnie jakbyśmy oglądali kolejny odcinek telewizyjnego reality, w którym ludzie o szczerym sercu i prostych zamiarach wikłają się w mizerne sytuacje. A jednak jest w tym wszystkim jakaś magia, jakiś błysk, złotko i serpentyny.
Jak to jest możliwe?
Przede wszystkim dzieje się tak dlatego, że opowieść o Jolancie pióra Sylwii Chutnik przesiąknięta jest czułością. Wszystkie kanty są tu lekko stępione, a wszelaka potworność - oswajana. Styl, w jakim opisane są perypetie Jolanty i innych bohaterów - bo i im Chutnik oddaje głos, niczym we wspomnianych wcześniej programach telewizyjnych - to połączenie lekkiej kpiny ze współczuciem. Smutne pasaże przeplatają się w ten sposób z pogodnymi wtrętami. I wtedy nawet chamskie "Cześć, tłusta krowo z dupy", które wypowiada jeden z bohaterów, nie brzmi tak strasznie jak w rzeczywistości.
Dzieje się być może też dlatego, że "Jolanta" to sentymentalna podróż do końcówki lat 80. i początku lat 90. Szaroburą rzeczywistość rozweselają kolorowe mazaki, pachnące długopisy i katalogi prosto z RFN-u. Oczywiście życie na Żeraniu nigdy nie jest tak barwne jak w tych wszystkich zagranicznych folderach, ale dzięki nim, dzięki fantazjom właśnie, jakoś udaje się przetrwać, iść do przodu, przeskoczyć do kolejnego aktu tego potwornego dramatu, którego tytuł brzmi "Życie".
![]() |
Znak Literanova, Kraków 2015. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.