wtorek, 15 stycznia 2019

#rozmoWyliczanki: Joanna Jodełka

- Czytałam dużo gazet. Słuchałam relacji świadków. Oglądałam co się da o drugiej wojnie światowej i podobno warczałam na męża, przez ponad rok. Jakoś to wytrzymał, ale poprosił żebym już nigdy więcej nic o wojnie nie pisała - mówi Joanna Jodełka, autorka "2 milionów za Grunwald".

Joanna Jodełka
Fot. Marek Czachorowski
Marcin Wilk: Co było pierwsze "2 miliony" (wątek sensacyjny), "Grunwald" (sztuka) czy może jeszcze coś innego? 

Joanna Jodełka: Spot zamówiony przez Muzeum Narodowe, trójwymiarowa wersja Bitwy pod Grunwaldem Jana Matejki. Oglądałam go w nowym telewizorze znajomych i to było moje pierwsze „O…”. Patrzyłam jakbym pierwszy raz ten obraz widziała na oczy. Obejrzałam go pod rząd kilka razy. Potem było już „Ożeż…” jak po powrocie do domu, z ciekawości zaczęłam czytać o losach samego obrazu. To było parę lat temu, telewizor stracił gwarancję, a ja ciągle nie wiedziałam jak tę historię opisać. W końcu się zdecydowałam.

Akcja w dużej mierze rozgrywa się w 1939 roku, choć książka sięga dalej w czasie. Jak głęboko zanurzyłaś się w dokumentacji? 

Bardzo daleko. Z wielką fascynacją czytałam o wierzeniach i religii Prusów, wiele pozycji o zakonie krzyżackim i sporo o samej bitwie. Ale niestety nie wykorzystałam tego, tak samo jak biografii Matejki, przeczytałam ich chyba z sześć. I żałuje, że mistrz występuje tylko na kilku pierwszych stronach. Ale gdy już się zdecydowałam na wartką sensację historyczną, a nie powieść z elementami fantasy, gdzie by się jakieś postacie z obrazu pojawiły, ścinałam co się dało. Trochę żal mi już prawie wymyślonej postaci kata z obrazu, oczywiście był Prusem i miał bardzo osobisty powód by zadźgać Wielkiego Mistrza. Może jeszcze kiedyś wróci w całkiem innej opowieści… Kto wie?



Piszesz o czasach przedwojennych w sposób, którego raczej w podręcznikach nie znajdziemy. Co Ciebie zaskoczyło przy przyglądaniu się historii od tej "codziennej, powszedniej" strony?

Czytałam dużo gazet. Słuchałam relacji świadków. Oglądałam co się da o drugiej wojnie światowej i podobno warczałam na męża, przez ponad rok. Jakoś to wytrzymał, ale poprosił żebym już nigdy więcej nic o wojnie nie pisała. Ta atmosfera zagrożenia, jeśli być w niej przez tyle godzin dziennie, gdzieś zaczyna się unosić w powietrzu. Czytałam też taką książkę, w której opisany jest prawie dzień po dniu w okupowanym Lublinie. Było źle, ale ciągle okazywało się, że może być jeszcze gorzej. Skupiłam się też na podstawowym elemencie wojny, czyli czystym złodziejstwie. Zdziwiłam się jak wielu Austriaków przodowało w tym procederze, kilku opisałam. Ciekawa jest też rola amfetaminy w „wojnie błyskawicznej” tego mnie nie uczyli w szkole.

Nie wiem, czy to właściwy moment na zadawanie tego pytania, ale piszesz w pewnym momencie, że "modlono się o wojnę". Jak to wyjaśnić?

Wojna zmienia zastane układy. Dla większości jest nieszczęściem, ale jak się siedzi w więzieniu z długoletnim wyrokiem, to wizja amnestii z jakiegokolwiek powodu, może być przedmiotem żarliwej modlitwy. Amnestię ogłoszono 2 września. Wypuszczono więźniów, to też spotkało jednego z moich bohaterów. Miał powód do zadowolenia.

A skąd wiesz w jaki sposób Hans Frank sikał?

Podejrzewam. Widziałam zdjęcie albo kadr filmu z sikającymi na śniegu niemieckimi oficerami. To mógł być przecież on. Tym bardziej, że zdarzyła mi się taka historia, że najpierw opisałam mojego wymyślonego oficera SS, jak pozuje do zdjęcia przy pomniku grunwaldzkim w Krakowie, na tle obalonego na ziemię konia Władysława Jagiełły, a potem po paru miesiącach zobaczyłam takie prawdziwe, stare, wojenne zdjęcie. Dwóch uśmiechniętych Niemców, jeden przysiadł na ogonie, drugi dumnie pozuje stojąc na zadzie. Przeszły mnie ciarki.

Przyglądałaś się historii roku 1938 i 39 przed wojną. A dziś niektórzy powiadają, że mamy powtórkę, czyli czasy przedwojenne. Zgadzasz się z tym?

Jeśli chce się rozmawiać o zwykłej polskiej kłótliwości, to może tak. Ale jeśli o to chodzi, to można tak skakać po historii i zawsze jest podobnie. Każdy Polak uważa, że ma monopol na rację. Sama się czasami łapię na tym, że się mądrzę zamiast więcej słuchać. Ale poza tym to czasy są świetne. Wystarczy tylko rozejrzeć się dookoła i nie słuchać wiadomości. Kanały informacyjne są zainteresowane tylko zarobkiem, a chcąc zarabiać muszą ludzi straszyć. Inaczej nie puszczą, między jednym lokalnym nieszczęściem z jednego końca świata, a drugim z drugiego – reklamy margaryny. Wystarczy ich nie słuchać, a i ludzie, i świat, i czasy, w których żyjemy wyglądają znacznie lepiej.

Fot. Magdalena Adamczewska
Bo tak w ogóle to historia Cię kręci, prawda?

Tego nie wiem, za wiele mnie interesuje. Ale często rozmyślam o ostatnim neandertalczyku. Musiał być przecież jakiś ten ostatni i czy wiedział, że jest właśnie nim? Zginął sam, samotnie?  Czy do końca szukał swoich? Jakbym mogła to chętnie bym właśnie jego podejrzała. Ale żyć jako egzemplarz ludzki, w owym czasie bym nie chciała. Pobyłabym też u Prusów, ale zdecydowanie zanim przyjechali Krzyżacy.

Swoją drogą "2 miliony za Grunwald" napisane są prawie jak scenariusz filmu. Masz pomysł, kto mógłby zagrać Dziurawca? 

Bo to filmowa historia jest sama w sobie. Parę razy już powiedziałam, że amerykanie zrobili by już o tym, co najmniej trzy filmy. Jest tak ciekawa, pozytywna i oparta na prawdziwych wydarzeniach. Jeśli chodzi o aktorów to ja nie mam takiej zdolności obsadzania ról. Ale może… Marcin Dorociński? Potrafi zagrać obojętność wobec dziejących się wokół niego wydarzeń, ale równie przekonująco gwałtowne zachowanie, jeśli jest zgodne z graną postacią, ale czy potrafił by zagrać… nie przystojnego?

***

Opartą na prawdziwej historii sensacyjną powieść „Dwa miliony za Grunwald” Joanny Jodełki opublikowało Wydawnictwo W.A.B.

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.