Egon Naganowski w książce o Joysie "Telemach w labiryncie świata" wylicza bez ogródek:
Bloom na naszych oczach, bez najmniejszej żenady i z wyraźną lubością dłubie w nosie, spędza dłuższy czas na sedesie w ubikacji i czytając gazetę, komentuje jednocześnie swoje czynności fizjologiczne, w łaźni patrzy na swój członek, unoszący się na wodzie niby "omdlały pływający kwiat", podniecony ekshibicjonizmem "małej diablicy" Gerty MacDowell onanizuje się i potem wygładza "mokrą koszulę", wieczorem w łóżku całuje "wonne, miękkie, miłe, miodne melony pośladków" śpiącej żony, "obie melonomiękkie półkule w ich miłą miodną bruzdę" i robi wiele innych szokujących, często wstrętnych rzeczy, do których u bohaterów powieściowych jako żywo nie jesteśmy przyzwyczajeni, z wyjątkiem może Mikołaja Srebrempisanego ze "Zmór" Emila Zegadłowicza.
Ano właśnie. A Joyce to robił.
Oczywiście czasy się zmieniły. Od momentu wydania "Ulissesa" rozpiął się na dobre i chyba trwałe (choć kto wie, kto wie...) gorset zahamowań w literaturze. Zmysłowość nie jest już kontrowersją, a tematem. Czasem lepikiem. Marketingowym.
Inna sprawa, że "Ulisses" jest pod tym względem transgresywny. Zatem erotyka czy pornografia to środek wyrazu. Mówiąc oczywiście w wielkim skrócie. I teraz okrutny paradoks polega na tym, że tylko poszukiwacze tanich rozrywek w druku odczytywaliby te wszystkie "momenty" wprost. Podniecając się nimi, do czorta. ;-)
A swoją drogą - pamiętacie teledysk Kate Bush do "The Sensual World"? Tak, tak... Ta piosenka jest inspirowana właśnie monologiem Molly Bloom z"Ulissesa":
Czytaj też o pornograficznej literaturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.