niedziela, 11 sierpnia 2013

Virginia Woolf: Fakt, fikcja i fotografia... || trzyaktowa komedia

"Sztuka jest raczej bzdurna, ale nie mam zamiaru przejmować się, czy zrobię dobre wrażenie jako dramatopisarka" - zanotowała Virginia Woolf 1 stycznia 1935 roku. A notatkę tę przepisała i nią rozpoczyna swój esej Magda Heydel, pomysłodawczyni tomu "Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło we Freshwater" (Znak, 2013).


Magdalena Heydel, anglistka i tłumaczka trzyaktowej komedii "Freshwater", opisuje okoliczności powstania i wystawienia dramatu pióra Woolf. Zaczyna od tych drugich. Pisze więc o premierze, na której wystąpiły najważniejsze postaci grupy Bloomsbury (Vanessa Bell, Leonard Woolf) czy o przyjęciu zorganizowanym z okazji tego spektaklu (było dużo śmiechu).

Sam dramat został odnaleziony w 1969 roku, po śmierci pisarki, przez jej męża. "Akcja trzyaktowej komedii - absurdystycznej, a zarazem opartej na faktach z życia postaci historycznych - umiejscowiona jest w Dimbola Lodge, domu ciotecznej babki pisarki, wiktoriańskiej fotograficzki Julii Margaret Cameron i jej męża, prawnika Charlesa Haya Camerona, nad zatoką Freshwater, na leżącej u południowych wybrzeży Wielkiej Brytami wyspie Wight". Postaci historycznych jest oczywiście tu więcej. Na przykład poeta Alfred Tennyson.
Julia Margaret Cameron (c) wikipedia.com

Ale sztuka Woolf to nie ot taki sobie portrecik z epoki. Pisarka manifestuje w nim racje kobiet, które faktycznie są u władzy. Dowodem tego postać Julii Margaret Cameron, która "nicuje obraz epoki wiktoriańskiej", jak to określiła Heydel. Ta postać jest zresztą potem - zawartym również i w tym tomiku - tematem tekstu biograficznego Woolf.
Mawiała, że w jej pracy sto negatywów idzie czasem do kosza, zanim osiągnie właściwy efekt; za cel stawiała sobie przekroczenie realizmu, co uzyskiwała poprzez minimalne zaburzenie ostrości.
Bo Cameron była nie tylko cioteczną babką autorki, ale i fotografką. Rozpoczęła ona karierę w wieku 48 lat. Późno. Ale nie przeszkodziło jej to w zostaniu "jedną z pionierek fotografii", "wielką portrecistką sławnych mężczyzn i pięknych kobiet", "entuzjastyczną naturą". Album uwieczniający dokonania Cameron wydała Woolf w swoim wydawnictwie.

Virginia Woolf Fot. Julia Margaret Cameron
Twórczość fotografki nie była łatwa. Ignorowały ją profesjonalne stowarzyszenia, za to cenili jej pracę malarze i poeci. Czuli słusznie, o czym pisze Maria Poprzęcka w eseju zamykającym "Fakt, fikcję i fotografię...", że "miękka, mglista technika daje sztuce to, co w życiu może dać stan, kto wie, czy nie najmilszy: tę rozkoszną niepewność duszy, która już się kołysze nadzieją, a jeszcze nie posiada pewności; kiedy się upragniony przedmiot już zaczyna prawie ukazywać, a tem goręcej się go pragnie, że go przecież jeszcze uchwycić nie można".

Znamy to uczucie, prawda?

Niewielki tomik "Fakt, fikcja i fotografia" to perełka dla wszystkich miłośników pisarstwa Virginii Woolf. To także ważne uzupełnienie bibliograficzne polskiej literatury pod hasłem "Woolf". Półka z dziełami brytyjskiej pisarki przełożonymi na języki polski powoli się zapełnia i to w dużej mierze za sprawą Magdy Heydel, która dokonała także translacji wyboru z "Dzienników" wydanych nad Wisłą zaledwie kilka lat temu.

Czytaj też cytaty z "Freshwater" i o fotografii dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.