wtorek, 12 listopada 2013

Literatura wagonowa

Dworce to jeden z ważnych tematów najnowszej książki Murakamiego. Określenie "literatura wagonowa" nie budzi jednak dobrych skojarzeń.

Jeden z najsłynniejszych literackich dworców. Kojarzycie książkę?
Wagon to dziwna przestrzeń, w której spędza się kilka godzin. Człowiek spojrzy w okno, coś pomyśli, kogoś spotka, coś pogada. Czasem, aby zabić czas, sięgnie po książkę. Jakąś taką najlepiej mało skomplikowaną.

Już teraz wiecie, skąd się wzięło i co oznacza pojęcie "literatura wagonowa"?

Literatura ta nie pozostawia po lekturze żadnych pytań ani refleksji (zresztą nie po to jest pisana), jest skrajnie schematyczna i maksymalnie typowa dla reprezentowanego gatunku powieści - najczęściej jest to romans, powieść sensacyjna lub science-fiction. Jest to literatura na wskroś szablonowa.
Nazwa wywodzi się od jednego z praktycznych zastosowań tego typu lektury - czyli od czytania w podróży. Książki zawierające tego typu literaturę są wydawane celowo w miękkich okładkach i w takim formacie, aby dawały się łatwo pomieścić w kieszeni lub podręcznej torbie podróżnej. Są również drukowane na papierze miernej jakości, często przypominającym papier gazetowy. Adekwatna jest również cena. Wszystko po to, aby nie żal było pozostawić książkę po przeczytaniu w przedziale, lub wyrzucić, jako że książki te są często traktowane jako wyrób jednorazowego użytku. Objętościowo tekst jest dostosowany do typowej podróży, np. pociągiem. Również skład książki jest opracowany z myślą o czytaniu w nie zawsze wygodnych warunkach - litery są zwykle w trochę większym stopniu pisma, wiersze tekstu skrócone a interlinia powiększona - wszystko, aby możliwe było czytanie podczas podróży.
Tyle wikipedia, która dopowiada, że literaturę wagonową czytają ludzie z wyższych sfer, traktując ją jako swoisty relaks. Och, doprawdy urocze zastrzeżenie. Pewnie na wypadek, gdyby ktoś próbował postrzegać czytającą arystokrację przez pryzmat literatury niskich lotów. Arystokracja nie lata przecież nisko. Nigdy.

Chociaż z tymi lotami też bywa różnie. Dubravka Ugresić w jednym z esejów pisała o literaturze, którą kupuje na lotnisku. Też niezbyt wysokich lotów, choć również nabywanej w pośpiechu, w biegu, gdzieś po drodze. Dostępna w lotniskowych księgarniach literatura nie może być zbyt ambitna i elitarna, bo człowiek potrzebuje w takich punktach produktów pierwszej potrzeby: kawy, słodkiej przekąski, magazynu kolorowego lub właśnie książki. Lekkiej, niewysokich lotów.

No dobrze. Ale gdy jednak czyta się o literaturze wagonowej, coś w człowieku się buntuje. I to nie tylko dlatego, że ma on akurat przekorną naturę. Ale także dlatego, że na przykład u bukinistów przy Dworcu Głównym w Krakowie znaleźć można prawdziwe skarby. A to Tarakiewicza, a to świetne książki historyczne, nie mówiąc o legendarnej serii "Biblioteki Narodowej". Oczywiście znajdziecie też tam "Harry'ego Pottera" i "Lalkę". Książki, które - swoją drogą - także w pewnym momencie rozgrywają się na dworcu.

Poza tym, gdy czytam o "literaturze wagonowej", myślę często o tych, których spotykam, wsiadając do pociągu - na przykład relacji Kraków-Warszawa. Widzę wtedy często ludzi zatopionych w strony zadrukowane... tabelkami, sprawozdaniami, wykresami i innymi rzeczami. Życiówka? Pewnie. Czy wysokich lotów? Tego nie wiem. Ale może niektórzy w wagonach po prostu próbują sięgnąć po taką literaturę, która pozwoli im przeżyć. Do pierwszego - miesiąca albo rozczarowania... Tym, co przeczytali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.