Czarne, Wołowiec 2013. |
Robi zakupy, choć... też nie do końca. Ten konsumpcjonizm to dziwny system. Taki trochę jak z baśni. Zwłaszcza, że między świecidełkami (dosłownie) pojawia się coś groźnego. Ot, na przykład akapit, albo nawet kilka, o poronieniu. Temat poważny. Tu nie ma żartów. A jednak. Wszystko jest podlane absurdem.
Ten rodzaj magii, która miesza się z rzeczywistością, tworzy fabularną osnowę "Zaćmienia". Szybko zresztą okaże się, że ów bliżej nieokreślony ezoteryczny charakter świata przedstawionego przykrywa gra, która odbywa się na poziomie języka, stereotypów i innych ubitych struktur, którymi chętnie bawi się narratorka "Zaćmienia".
I tak, macie rację, owszem, nieprzypadkowo piszę o tym wszystkim z użyciem całej polonistycznej artylerii. Książka nie jest bowiem lekturą specjalnie lekką, choć nie mówię, że nie jest również lekturą przyjemną. Sprawi ona wiele radości wszystkim poszukiwaczom i węszycielom filologiczno-kulturowych skarbów i smaczków. Główna bohaterka jest zresztą pracownicą wydawnictwa i wie o tym, o czym teraz piszę tutaj, całkiem sporo. A poza tym umie się bawić. Tak jak autorka, która zatrudnia do fabuły znanego kulturystę.
Podczas czytania tej książki, przypominał mi się Dawid Kornaga z jego "Poszukiwaczami opowieści". Tu i tam autorzy podobnie czają się na historię, snują z równoczesnym przyglądaniem się, krytycznym, tego, co się dzieje wokół. Wolny-Hamkało jednak idzie o krok dalej. Próbuje opowiedzieć o rzeczywistości, która w swoim dekadentyzmie niesie zapowiedź jakiejś nieokreślonej klęski.
"Zaćmienie" to całą pewnością przykład literatury interesującej, choć nieco malkontenckiej. Przewrotnej. Z pretensjami. Dla koneserów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.