(c) PKub / Foter / CC BY-NC-SA |
Piorun jest przeuroczym psiakiem. Z wymalowanym na grzbiecie symbolem burzy, białą puchatą sierścią i wielkimi oczami stał się prawdziwą gwiazdą Hollywood. Co więcej, Piorun zmodyfikowany przez genialnego naukowca potrafi oczami otwierać stalowe zabezpieczenia, głosem zmieść pół miasta z powierzchni ziemi, a dzięki wzmocnionym łapom może startować w wyścigach Formuły 1. I zawsze wygra. Ma w dodatku swoją gwiazdorską garderobę, wszystkie rodzaje najlepszych karm do wyboru oraz bogaty zestaw zabawek. Oraz oczywiście opiekunkę, która nie tylko jest występującą z nim aktorką, ale najwyraźniej również jego prawdziwym przyjacielem.
Naprawdę nic mu nie zagraża. Do czasu.
Superprodukcja z Doktorem Zło, w której występuje superpies Piorun notuje superminimalny spadek. A to dla producentów pierwszy sygnał do tego, by dokonać zmian. Ludziom trzeba zaoferować więcej emocji i więcej łez. Piorun musi się rozstać ze swoją opiekunką. I to, jak się prędko okaże, nie tylko na ekranach telewizorów.
Tak zaczyna się prawdziwa przygoda Pioruna. Zdany na samego siebie superpies, którego billboardy spotkać można co krok, okazuje się stworzeniem bez żadnych magicznych mocy. Jedyne co się mu udaje, to przywiązać - dosłownie - kota do siebie. Kota dachowca, który nie ma już, w przeciwieństwie do piecha, wiary w ludzi. Ale Piorun jest bardzo wytrwałym psem, który dąży do celu. Osiągnie go, oczywiście, chociaż po drodze, jakby niepostrzeżenie, nauczy się czegoś o wiele ważniejszego niż realizowanie swoich zadań: tego, że prawdziwy przyjaciel to ktoś, przy kim można nauczyć się wielu rzeczy.
Nie zdradzę zakończenia Pioruna, choć - wiadomo - musi być ono szczęśliwe. Oraz pouczające. Nie ma tu zaskoczeń, bo fabuła w ogóle oparta jest na starych i dobrych formułach opierających się na tym, że przyjaciele nie zawodzą czy że wierność psia jest wieczna. Już mniej oczywistymi elementami pojawiającymi się w bajkach - a tu bardzo ładnie zaakcentowanymi, co czyni z tej produkcji także atrakcyjną historię dla dorosłych widzów - jest cynizm producentów telewizyjnych czy językowa ekwilibrystyka gołębi. Nie wspominając - w polskim kontekście - o dubbingu, w którym pojawia się Borys Szyc (Piorun) oraz Sonia Bohosiewicz (przyjaciółka Pioruna, Kotka Marlenka).
"Piorun" to dobrze opowiedziana bajka, którą pewnie najlepiej ogląda się samemu. Zwłaszcza gdy ktoś krępuje się łez. Bo akurat ta historia, uprzedzam lojalnie, może wycisnąć je z nawet największych twardzieli. Natomiast dla posiadaczy superpsów po zakończeniu seansu zaleca się bonusową zabawę z rzucaniem patyka lub piłeczki oraz dodatkowym drapaniem za uchem. Co najmniej 5 minut bez przerwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.