Copyright (c) Nate Gray: A Culinary (Photo) Journal via photopin cc |
Zobaczmy, co jeszcze kryje w sobie meksykańskie menu. Teonanacatl. Brzmi dość niepozornie. I niewinnie. Tymczasem to:
"swego rodzaju aperitif wprowadzający erotyczny nastrój, nadający spotkaniu mistyczny charakter, zacieśniający więzy społeczne".A skoro już siedzimy (choć akurat to słowo może być niezbyt adekwatne po w/w substancji) w temacie, to dorzućmy kaktus zwany peyote oraz ololiuqui - roślinę pnącą znaną jako "cud". Określenie chyba ma swoje uzasadnienie. A z pewnością ten, który pierwszy go użył, musiał wiedzieć, że
"jej nasiona zawierają m.in. amid i hydroksyetylamid kwasu lizergowego (składniki LSD)".Niestety z książki Susany Osorio-Mrożek o meksykańskiej kuchni dowiemy się także o innych, niefajnych przyjemnościach podniebienia. Na przykład o psach jadalnych. Co prawda poświęcono tematowi tylko jeden krótki akapit, ale nie zmienia to faktu, że jakieś psy ktoś zjadł. Podobnie zresztą jak i ludzi.
Kanibalizm - zwłaszcza wśród Azteków - miał charakter obrzędowy. Pieczone serce najmężniejszego jeńca spożywał władca. Kapłani mogli skonsumować pozostałe serca oraz głowy. Resztę dzielono na sześć części. Najznakomitszy wojownik otrzymywał tułów i prawe udo. Takie rytuały z mięsem ofiar odgrywano trzy razy w roku.
Na szczęście tego typu zwyczaje należą głównie do przeszłości. Od opisu najdawniejszych czasów zaczyna się bowiem ta książka. Ale znajdziemy tu także przepisy na sosy z XVIII wieku, czy menu półoficjalnego obiadu z epoki Republiki Meksyku. Dowiemy się także, w jakich okolicznościach pojawiły się tortilla chips. Poza tym, rzecz jasna, otrzymamy wiele praktycznych i konkretnych porad kulinarnych.
Universitas, Kraków 2014. |
A co gotowała prababcia Elizabeth Gilbert? Poczytaj TU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.