środa, 3 września 2014

Grechuta bez zarzutu

Marek Grechuta z książki Majewskiego okazuje się przede wszystkim artystą. Bo człowieka jest w tym portrecie niestety już nieco mniej.

Pomnikowy Grechuta
(c) magro_kr / Foter / Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic (CC BY-NC-ND 2.0)
Że Marek Grechuta miał niezwykłą biografię - czuje się to od pierwszych stron, w których mamy szczegółowe opisy pochodzenia artysty i jego kontaktu ze światem sztuki. Autor, wyraźnie oczarowany Grechutą, kolejne karty opowieści o swoim bohaterze przekłada z czcią i szacunkiem. Tu nie ma miejsca na rysy. Ani na cienie.

Jest tylko jedno światło. Określa ono rangę Grechuty, który niemal od pierwszej strony jest predestynowany do bycia Kimś. Już w Zamościu, koniecznie ucząc się gry na fortepianie, stawiając pierwsze kroki przed publicznością. Jeśli dzieje się coś magicznego lub niesamowitego - to ma to na ogół związek z muzyką. Twórczością. Sztuką.
"Pewnego dnia z radia w domu Grechutów popłynął głos Elvisa Presleya... Był to dla Marka prawdziwy szok. W radiu lat pięćdziesiątych sztuką rządził socrealizm, patetyczny i nudny, a tu nagle taki wybuch żywiołowości i spontaniczności. Ekspresja i prawda, jaką przyszły piosenkarz wyczuł w śpiewie Elvisa, były dla niego olśnieniem. S a m  zaczął w radiu szukać rock'n'rolla".
Majewski oczywiście - trzeba oddać sprawiedliwość - rok po roku, sukces po sukcesie prowadzi kronikę twórczego żywota Grechuty. Nie ucieka przy tym zbyt często w anegdotę. Jeśli odwołuje się do spraw błahych, to posiłkuje się nie tyle wynotowaną z pamięci dykteryjką, co ogólnym stwierdzeniem. Takim jak na przykład to wypowiedziane przez Krystynę Jandę:
"Gdy Marek zaśpiewał: 'dam ci serce szczerozłote, dam konika cukrowego', oszalałam, podobnie jak wszystkie dziewczyny w Polsce".
Ciekawie Majewski opisuje studia architektoniczne Grechuty, trzeba przyznać, sprawną ręką prowadzi także artystę przez labirynt kariery. Nie tak strasznie zresztą pokręcony - jak przynajmniej wynika z tej opowieści. Czuć jednak solidny warsztat badacza, który postanowił dotrzeć do najważniejszych osób z otoczenia. Artystycznego otoczenia przede wszystkim rzecz jasna.

Znak, Kraków 2006.
"Portret artysty" to bowiem przede wszystkim opowieść o muzyce i sztuce. Subtelne interpretacje połączone z eseistycznym i eleganckim stylem powściągliwości aż w oczy kłują. Bo przypominają, że od roku 2006 w biografistyce - zwłaszcza po wydaniu opowieści Domosławskiego o Kapuścińskim - sporo się zmieniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.