sobota, 15 sierpnia 2015

Zamiast terapii

Dawno nie czytałem tak pokręconej książki jak "Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi". David Foster Wallace to dla mnie jedno z największych odkryć literackich tego roku.


Na początku jednak zła wiadomość: autor już nie żyje. Umarł w 2008 roku. Wcześniej wiele lat cierpiał na depresję. Przyjmował leki i ponoć tylko wtedy mógł pisać. Ale terapia farmakologiczna powodowała także i inne zmiany. W końcu Wallace przerwał leczenie. I wtedy zła strona wzięła górę nad twórczą osobowością. W roku, w którym kończył 46 lat, pisarz popełnił samobójstwo.

Dobrą wiadomością dla polskiego czytelnika jest to, że Wallace opublikował całkiem sporo tekstów, a "Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi" to pierwsza wydana u nas jego książka. Być może więc czeka nas dalszy ciąg przygód z tym świetnym autorem.

W prozatorskim zbiorze "Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi" w znakomitym tłumaczeniu Jolanty Kozak jedno z opowiadań dotyczy osoby w depresji. Nie jest to jednak czuła opowieść przybliżająca nas do biografii pisarza. Już pierwsze zdanie jest zapowiedzią rollercoastera literackiego, w którym ironia i cięty język miksuje się z rozpaczą kogoś, komu nie da się pomóc.

>> Osoba w depresji była w straszliwym i nieustającym bólu emocjonalnym, a niemożność wyznania czy wyartykułowania tego bólu stanowiła sama w sobie komponent bólu i dodatkowy czynnik właściwego koszmaru.

"Osoba w depresji" to przewrotny, podszyty czarnym humorem opis przypadku osoby chorej. Jest ona terapeutyzowana niejako bezpośrednio na naszych oczach. Dowiadujemy się o jej przeżyciach z dzieciństwa ("szarpanina między rodzicami na tle wydatków na ortodoncję"), poznajemy jej traumę młodzieńczą (chodzi o chłopaka, przypadkowo podsłuchanego, który wyznał, że potraktował inną dziewczynę jak klozet), rozeznajemy się w strategii pomocowej - tutaj opartej na wsparciu grupy przyjaciółek, do których osoba z depresją może zadzwonić o każdej porze dnia i nocy (z naciskiem na pory nocne). Nie ma w tym opowiadaniu zbyt wiele akcji. Całość opiera się na perwersyjnej i obsesyjnej oraz beznadziejnej, jak się w wielu momentach okaże, potrzebie mówienia, wydalania z siebie kolejnych liter, zdań, akapitów. Słowa powtarzają się, zwroty zapętlają, określone obrazy powracają jak w dziwnym surrealistycznym dziele.

A to tylko jeden przykład. W wydanym tomie Wallace'a takich prozatorskich perełek jest o wiele więcej. Są też i tytułowe wywiady. Mają one szczególną postać. Brakuje tam pytań. Odpowiedzi za to układają się w drażniące opowieści, często demagogiczne i przeintelektualizowane. No i oczywiście mocno ironiczne. Do tego stopnia, że trudno odróżnić, kiedy narrator faktycznie pochyla się nad ważnymi sprawami i bolączkami społecznymi - poruszane są przecież kwestie hardcore'owych preferencji seksualnych czy też skomplikowanych relacji interpersonalnych - a kiedy po prostu śmieje się do rozpuku.

Neurotyzm to znak rozpoznawczy tej prozy. Odnosimy czasem wrażenie, jakbyśmy czytali zapis czyjejś psychozy. Z drugiej strony ten sposób opowiadania wydaje się najwłaściwszy, gdy myślimy o współczesnym, przesiąkniętym nadmiarem bodźców świecie. Miliardy możliwości, którymi kusi nas codziennie, wcale nie skutkują poczuciem zaspokojenia. Wciąż pojawiają się kolejne wyzwania, nowe horyzonty. Ciężko powiedzieć "stop", bo przecież ciągle coś się może za chwilę zdarzyć.

Wallace umie pisać o tym wszystkim z przymrużeniem oka. Bywa więc często zabawny. Od razu trzeba podkreślić, że nie jest to proza rozrywkowa. Ten autor wymaga bardzo dużo uwagi, zaangażowania i skupienia. Ale i tak warto. Bardzo warto.

Przeł. Jolanta Kozak,
W.A.B., Warszawa 2015.
I uprzedzam lojalnie: jeśli o ludzi chodzi, zwłaszcza o ich relacje - w "Krótkich wywiadach z paskudnymi ludźmi" dominuje pustka, obcość, niezrozumienie i alienacja. Czyli raczej nic śmiesznego.

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.