Z prywatnego archiwum Jarosława Iwaszkiewicza (c) Olga Świątecka |
Rozdziałów jest trzynaście, chronologia - zaburzona. Król wybiera tematy. Zaczyna od śmierci i pogrzebu. Potem otwiera szafę. Symbolicznie ten gest będzie bardzo ważny, bo jedna z osi, wokół których rozgrywa się cała opowieść, to przedmioty, jakie pozostawił po sobie Iwaszkiewicz. Zdeponowane są one w Stawisku, w muzeum, które Król odwiedza najpierw sama, a potem wraz ze swoją suczką, Miszą, także jedną z bohaterek tej książki. O psach, w tym ukochanym Tropku, mówi osobny rozdział. Jest tu też miejsca na opowieść o pieniądzach, o obsesji notowania, polityce, duchach.
To nie jest biografia nie tylko dlatego, że opowieść nie jest chronologiczna i pełna. Autorka świadomie raz po raz fabularyzuje, chociaż nigdy nie wykracza poza granicę prawdopodobieństwa. Dialogi obecne w tej książce nie wydarzyły się, a postaci na pewno nie użyli zapisanych w "Rzeczach" sformułowań. Zdarzenia mogły jednak mieć miejsce. Język, bohaterowie, czas zgadzają się.
Zgadza się zresztą też cała reszta. Pozornie swobodny styl opowieści poprzedzony został wnikliwą lekturą wszystkiego, co wcześniej napisano o Iwaszkiewiczu. "Rzeczy" nie są encyklopedią ani uporządkowanym wykładem o życiu i twórczości, chociaż - dla ułatwienia słabiej zorientowanym w Iwaszkiewiczu - zamieszono spis najważniejszych bohaterów wraz ze skróconą charakterystyką oraz kalendarium. Są też w książce zdjęcia - efekt współpracy autorki z fotografką, Olgą Świątecką.
Ale mocną stroną "Rzeczy" jest jednak język i narracja. Król pozostaje zawsze blisko zwyczajności. Pisze o zapachach, cielesności, tym co prywatne, po prostu. Jest tu też dużo drobnych przedmiotów, gestów, dotknięć. Czytający "Rzeczy" i rozumiejący Iwaszkiewicza szybko zorientują się, że to celowy zabieg. Chodzi przecież o specyficzną wrażliwość i o wykraczającą poza porządek surowych reguł czułość.
Takiego świata już nie ma. On przeminął wraz z głównym bohaterem tej książki. W sposób naturalny czasem do "Rzeczy" wkrada się więc melancholia, tęsknota, smutek czy strach. Król nie przeocza ich, wręcz przeciwnie - tym uważniej przygląda się wtedy rzeczywistości. Ulega tym stanom, a my wraz z nią. Dzieje się tak na przykład, gdy jedzie do Tworek albo gdy pisze o tym, jak trafiła do niej Misza:
>> Pracownicy schroniska dla zwierząt mają obowiązek sprawdzić, czy potencjalny opiekun sprosta nowym obowiązkom. Pytają o pracę, stosunek do sterylizacji i fachowo badają wiedzę o żywieniu zwierzaka. Bezradni są tylko przez moment, kiedy mówi się o uczuciach.
- To dlaczego właściwie nie chciała pani wcześniej mieć psa?
- Nie mówię, że nie chciałam, tylko że się tego bałam.
- Czego się pani bała? Obowiązków? Odpowiedzialności?
- Tego, że za szybko przyjdzie dzień, kiedy pies umrze. I jeszcze, a może przede wszystkim, że ten pies może się stać kimś najważniejszym na świecie. Kimś jedynym, kogo kocha się bezwarunkowo i kto mnie potrzebuje. I że to będzie nie do zniesienia.
Król od Iwaszkiewicza jest prawie trzy razy młodsza. Czasem jednak miałem wrażenie, jakby była jego rówieśniczką. To nie zarzut, to komplement. I podziw dla dojrzałości, z jaką pisana jest ta opowieść. Autorce udało się to, co do tej pory umykało w uczonych i obszerniejszych pracach o Iwaszkiewiczu. Oto z "Rzeczy" wyłania się człowiek w dniu swoim powszednim. Mąż, literat, homoseksualista, szef, kochanek, przyjaciel, człowiek. Z licznymi przymiotnikami, jakie dookreślają te wszystkie role.
Przepiękna książka.
Wilk&Król, Warszawa 2015. |
"Dzienniki" mnie oczarowały, a o "Rzeczach..." marzę! Ale czuję, że kiedy już to marzenie spełnię, to właśnie tak będę myślała o tej książce :)
OdpowiedzUsuń