„Białą Riką” MAGDALENA PARYS przypomniała mi o czymś, o czym
często zapominałem. Że różnica między prawdą a pamięcią bywa płynna.
Pierwsza scena z tej książki, jeszcze w prologu, jest
symboliczna. Tytułowej Rice, gdy rodziła syna, nie tylko nie wolno było krzyczeć,
ale nawet słowa powiedzieć. A konkretnie: niemieckiego słowa. Przecież w 1945
roku, wśród Polaków, którzy wracali z robót przymusowych, mogłoby się to źle
skończyć.
Ale dla narratorki tej książki takie słowa jak
„źle skończyć” nie istnieją. Istnieje natomiast przeszłość, którą trzeba sklarować.
Najważniejsza jest prawda, a przynajmniej próba zbliżenia się do niej. I
odpowiedzenie na pytanie: jak było?
A bywało przecież rozmaicie.
„Biała Rika” dzieje się zasadniczo w latach 80., tuż przed
tym jak Dagmara, główna bohaterka, zostanie zabrana z Polski do Berlina. W
Berlinie Dagmara będzie musiała uczyć się na nowo wszystkiego, zwłaszcza
języka, który stanie się jej nowym, choć obcym, domem. Przyjdzie więc i czas na
pretensje, który kiedyś – długo, długo później – trzeba będzie wypowiedzieć.
Ale to potem.
Na razie Dagmara nie ma jeszcze 10 lat. (Nie ma, albo raczej
udaje, że nie ma, bo w to że mówi do nas z książki 9-latka, to jednak nie uwierzymy
– raczej, słyszymy głos dojrzałej i odważnej kobiety, która wydobywa z siebie
9-latkę).
Chce na przykład adidasy, podczas gdy może mieć jedynie kozaki.
Dowiaduje się, że „Żyd” to nie od „rzygać”. Uczy też innych dzielenia się rzeczami
poprzez wstrzyknięcie kropli do nosa. Nazywa to wstrzykiwanie „akcją” i choć
scena z wstrzykiwaniem jest jedną z najzabawniejszych w książce, to
jednocześnie doskonale zdajemy sobie sprawę, że stoi za tym dziecięce okrucieństwo.
Poza tym Dagmara rozrysowuje genealogiczne drzewo i
diagramy, które raz na zawsze mają jej uporządkować rzeczywistość i otoczenie. Ale
nie porządkują. Dagmara, a my wraz z nią, gubimy się w gąszczu bohaterów i
wątków – zupełnie jakbyśmy czytali o pannach z Wilka z pamiętnego opowiadania
JAROSŁAWA IWASZKIEWICZA. Tu, jak i tam, w pewnym momencie nic już nie jest
jasne – poza tym, że chodzi o przeszłość.
Oczywiście Dagmara nie żyje przeszłością. Przeszłością żyje
narratorka – a my już wiemy, że to nie do końca to samo.
Dla małej Dagmary liczą się proste rzeczy, takie jak prawda.
To dopiero dorosły, który wydobywa z siebie dziecko, wie, że tu nie jest tak
łatwo. Dlatego w tej książce odbywają się licytacje na prawdę - z bliskimi, z redaktorką, z samą sobą.
MAGDALENA PARYS w „Białej Rice” w wyjątkowy dla polskiej
prozy sposób połączyła wspomnienia z reportażem o osobistych poszukiwaniach.
Polifonia głosów próbująca oddać patchworkowe relacje to jedna z
najmocniejszych stron tej powieści.
„Biała Rika” to książka o kalejdoskopie, w który przeradza
się często nasza pamięć. W niewielkim stopniu od nas zależy, jak poskładamy
rozsypane szkiełka i jaki obrazek z nich ułożymy.
Przygnębiające? Wręcz przeciwnie.
Znak, Kraków 2016. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.