Iosif Brodski, 1988 (c) Nationaal Archief, the Dutch National Archives, and Spaarnestad Photo |
Dziękując Katarzynie Krzyżewskiej, dzielę się z Wami jednym wierszem Brodskiego:
PAMIĘCI GIENNADIJA SZMAKOWA
Wybacz milczenie. To już rok bez mała,
jak w kilowatach nam kurza ślepota
i w decybelach - podobnie - głuchota
pni, przypisana przez ciebie została.
Widać wzrok lubi posuchę i będzie
słuch się przytępiał tykaniem zegara,
starzec na oko oceniać się stara:
jako umarły jesteś teraz wszędzie.
A to się pewnie tobie - samochwało
i moralisto, świerszczu czarnogłowy,
który już teraz za bezadresowe
uważasz państwo - będzie podobało.
Więc latynisto, marznący Hellenie
w gęstwach północnych, wśród nich zagubiony,
który jak kartkę spisaną, w płomienie
rzuciłeś życie, bądźże nieskończony.
Powszechny, niemal uchwytny na ziemi,
nie mówiąc nawet „cherubin”, „serafin”,
w trójwymiarowej będący przestrzeni,
głośno myślący, jak każdy niebianin.
Arystokrata, niedostępny przy tym
cuglom ciążenia, wirowi talerzy
i głów, samolub i smakosz ,i krytyk,
ty przecież teraz już wszędzie należysz.
Znaczy, że każdy łyk powietrza w wietrzny
dzień, obłok który nad świerkiem przebiega,
to ty - rówieśnik, powiernik, brat mleczny,
dobry przyjaciel i szkolny kolega.
W tańcu atomów, pośród kłębowiska
molekuł, może do doskonałości
będzie ci bliżej niż wtedy, gdyś tryskał
energią, kiedy piałeś z namiętności.
Może - jak śpiewał twój druh - bez pomieszczeń
i ścian, silniejsze będą sentymenty.
P.S. I stokroć bardziej pełne jeszcze,
niż teatralnych uczelni talenty.
Proste: kulisy rzeczy się wydają
przed kapryśnymi minami osłoną
nie słodszą niźli obraz twego kraju,
od atlantyckich deszczy bardziej słoną.
Wybacz mi, proszę, zuchwałe stwierdzenia
ty, znawco pychy, buty, pism makabry,
ten przekład twoich lędźwi na łączenie
tu astronomii i abrakadabry.
Ty - współbiesiadnik, sypiący obficie
paciorki wersów, władca niepodzielny
i bliźniak gromów, najlepszy krzewiciel
wiedzy, przewodnik, wspaniały czytelnik!
Żebrak i książę, bicz salonów, istny
władca kanapy, piekielnik szalony,
wyniosły cyprys wśród gajów bezlistnych,
wielkiej Greczynki śpiewem upojony.
Wołać cię? Absurd! Tyś już sam niestety
wycisnął wszystko ze strat, lecz - jak wierzę
zobojętniałeś na marne falsety.
A kiedy ciebie szukają w parterze,
jak deszcz przechodzisz bokiem, z filiżanki
kawy się wzbijasz strużką pary, czasem
potrząsasz parkiem, albo falą rankiem
gdzieś w Peterhofie wybiegasz na piasek.
Nie po raz pierwszy! Tak w studni, jak w chmurach
kręgi się mnożą, co jest ich zwyczajem.
Człek będąc niczym już, wbrew pieśni, która
ma go pożegnać, we wszystkim zostaje.
Tyś teraz mistrzem. We wszystkim fragmenty
ciebie się mieszczą - i w upadku junty
i w strajku liści, jak tik-tak przeciętny
jesteś paliwem dla każdej sekundy.
W najgorszym razie jesteś jak ten pył,
co wyżej ceni własny mit od tylu
różnych drobiazgów, które strzegą stylu
w meblarstwie. Dodam: te meble to my.
A od Uralu, z żartem „wolna wola”
jest długa droga do rozrzedzonego
już maksymalnie twojego nowego
miejsca to znaczy w magnetyczne pole.
Widocznie nicość zbyt wiele nie zmienia,
z brzękiem łańcucha przyczyny i skutku
może ci grozić tylko pamięć krótka,
nasze o tobie szybkie zapomnienie.
21 sierpnia 1989
Przeł. (c) Katarzyna Krzyżewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.