poniedziałek, 27 sierpnia 2018

#rozmoWyliczanki: Ebba Witt-Brattström

- Zaraz po studiach wiele z nas poszło na studia doktoranckie, a ponieważ wiedziałyśmy, że w historii literatury brakuje wielu kobiet, to wymyśliłyśmy pewien projekt - mówi Ebba Witt-Brattström, autorka "Miłosnej wojny stulecia".

Justyna Czechowska i Ebba Witt-Brattström
Fot. Marcin Wilk / Wyliczanka
Marcin Wilk: Bardzo dziękuję za "Miłosną wojnę stulecia". Znowu zacząłem rozważać ważne kwestie filozoficzno-feministyczne. Ale chyba zacznę od bardzo prozaicznej sprawy: dlaczego właściwie ona nie odejdzie od niego?


Ebba Witt-Brattström: To pierwsze i najpopularniejsze pytanie, jakie zadawali mi czytelnicy. Pewnie mieli podobne doświadczenia. Wiele czytelniczek, tak przypuszczam, mogło rozpoznać się w tej kobiecie. Rozumiem je. Przeżyły długą, ciężką relację i wciąż w niej tkwiły.

No właśnie. Trudna sprawa.

Każda ludzka relacja, każdy związek jest trudny. Ten mężczyzna oczywiście kiedyś był kimś innym. Inaczej ten tekst byłby masochistyczny.

Była między nimi miłość.

Bardzo wielka miłość, pasja, zaangażowanie. Ale w pewnym momencie on zaczął robić karierę. A gdy on rozpoczyna karierę, na przykład jako szef przedsiębiorstwa albo polityk, staje się innym człowiekiem. Władza go deprawuje. Rodzina schodzi na dalszy plan.

"Miłosną..." utkałaś z wielu aluzji kulturowych. Dlaczego?

To nieodzowne, gdy komponuje się taką życiową opowieść. Aluzje bardzo sugestywnie traktują literaturę - pokazują, ile rzeczy trzeba przypisać, żeby jakoś rozwikłać wszystkie wątki.

Mozolna robota?

Mozołem jest pisanie takiego dialogu, ale - muszę cię zawieść - tę książkę pisałam automatycznie.  Tak funkcjonuje mój mózg. Naturalnie asocjuje. Wszelkie odniesienia bibliograficzne wyskakiwały same. Pewnie to kwestia mojego wykształcenia.

No i prawdopodobnie nie napisałabym tekstu w ten sam sposób, gdybym miała dwadzieścia pięć lat. Ale teraz, gdy przeżyłam długie życie i od bardzo dawna wykładam literaturę na uniwersytetach, cytaty wyskakują same. Bardzo szybko.

Aż tak?

Kiedy redagowałam wersję końcową, one się po prostu pojawiały. Myślę, że ta książka jest również wielką demonstracją tego, jak fascynujące może być wykształcenie. Całe życie przeżyłam w kulturalnej przestrzeni, gdzie roznosiły się echa historii literatury, gdzie pojawiały się fragmenty piosenek popularnych, gdzie ujawniały się klasyczne teksty, opera, itd.

Ale nie jest to książka uniwersytecka.

O tak. Pisząc tę książkę, mogłam zostawić w tyle wszelkie wymogi tekstu akademickiego, który trzeba pisać z przypisami, szukać dokładnych odniesień. Tutaj wyszłam na otwarte pole, w którym bardzo łatwo mogłam się zorientować, nasłuchując różnych głosów. One do mnie przemawiały.

Na uniwersytecie czytałaś głównie mężczyzn czy kobiety?

Dominowali mężczyźni. Na pierwszym roku czytaliśmy raptem cztery kobiety. I wtedy już wiedziałam, że czegoś brakuje. A wiedziałam, bo wcześniej czytałam dużo w domu. I były to kobiety-autorki lub historie o kobietach. Kiedy miałam jedenaście, dwanaście lat,dostałam od mojego ojca książkę o kobietach Francuskiej Rewolucji.

Nie wkurzyłam się więc na tym uniwersytecie. Miałam tylko wrażenie, że to wszystko jest takie jednostajne, jednostronne, jakby wszyscy chcieli używać tylko jednej połowy mózgu. A przecież dużo fajniej jest korzystać z obu półkul.

Świat bywa jednostronny, to fakt.

Gdy zaczynałam studia w latach siedemdziesiątych i ruch feministyczny dopiero się zaczynał, czułam, że dzieje się coś ważnego - nie tylko dla mnie. Odnalazłam wśród tych dziewczyn  duchowe siostry. Podjęłyśmy wyzwanie stworzenia projektu oświeceniowego, w którym i ja się znalazłam. Bardzo szybko zrozumiałyśmy, że potrzebna jest po prostu wiedza. Stworzyłyśmy więc skandynawski projekt.

Na czym on polegał?

Zaraz po studiach wiele z nas poszło na studia doktoranckie, a ponieważ wiedziałyśmy, że w historii literatury brakuje wielu kobiet, to wymyśliłyśmy pewien projekt. Było nas około stu z Norwegii, Szwecji, Danii, Finlandii, Islandii, z Wysp Owczych. Razem stworzyłyśmy encyklopedię historii literatury kobiet w Skandynawii.

Wow!

Zajrzyj na stronę https://nordicwomensliterature.net. Są tam teraz tam biogramy 821 piszących kobiet żyjących w Skandynawii przez ostatnie tysiąc lat. Strona ma szerzyć wiedzę, więc hasła choć opracowane przez akademiczki, są napisane przystępnym stylem. Wydawało nam się, że już najwyższy czas zmienić myślenie na temat kobiet.

Mężczyźni zazwyczaj mówili, że pisanie kobiet nie było takie ważne, ale my pokazujemy, że było i jest ważne. Okazało się, że odbiorczyniami tego projektu były i są głównie kobiety. To one czytają i jedną, i drugą literaturę. Mężczyźni cały czas uważają, że to jest jakaś kobieca sprawa i tylko dla kobiet. I w taki sposób o nas myślą.

Nie wszyscy!

Wiesz, wydaje mi się, że #MeToo bardzo dużo zmieniło. Zmusiło mężczyzn do innego myślenia i do rozumienia: „aha, czyli kobiety myślą w ten i ten sposób”. To pójdzie dalej. Wierzę w to. Mężczyźni będą musieli sięgnąć do kobiecych klasyków, ponieważ te klasyki mówią o ich relacjach – to znaczy relacjach mężczyzn z kobietami. Światowa rewolucja się już zaczęła.

Jestem, niestety, dość sceptyczny.

A ja jestem optymistką. Myślę, że to ważny ruch międzynarodowy, który jest czymś więcej niż wydarzeniem medialnym, które przewali się przez media, a potem wrócimy do starego porządku. My dzięki #MeToo nabraliśmy siły w plecach. To sprawia, że możemy iść do przodu.

Istotne jest też, że mężczyźni biorą odpowiedzialność za innych mężczyzn. Podkreślam zawsze, że winni to tak naprawdę niewielka mniejszość mężczyzn w ogóle. Ogromna większość to ci, którzy są już po naszej stronie. Oni teraz muszą „wychować” tych, którzy są winni.

W Szwecji to się udało?

Tak. Może dlatego, że jesteśmy niedużym narodem? Przecież jest nas ledwie około dziesięciu milionów. Ale pamiętaj, że wbrew oficjalnej polityce Szwecja to nie tylko raj równouprawnienia. Na dole, tam, gdzie też żyją ludzie, istnieje mnóstwo niesprawiedliwości, również finansowej. Wciąż są duże różnice w płacach mężczyzn i kobiet. I jest bardzo dużo przemocy - w pracy, jak i w domu.

Mamy takie powiedzenie, że dużo się gada, a mało się robi. Ale teraz #MeToo stało się taką maszyną do rentgena. Skanuje się teraz całe społeczeństwo. W miejscach pracy bardzo dużo się dyskutuje na temat tego, co się wydarzyło. I teraz już patrzymy na to wszystko przez zupełnie inne okulary.


Rozmowę przełożyła Justyna Czechowska
Książkę "Miłosna wojna stulecia" przełożyła Justyna Czechowska, a opublikowało wydawnictwo Lokator (Kraków, 2018).

4 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.