"Wiele razy zastanawiałem się, jaka magia tkwi w pierwszych wydaniach ważnych tekstów literackich. Co zmusza poddających się jej bibliofilów do płacenia często bardzo wysokich kwot za pierwodruki? Czemu pierwsza edycja "Wesela" Wyspiańskiego kosztuje kilka tysięcy złotych, a wydrukowana w tym samym roku druga – już tylko kilkaset?" - pyta Janusz Pawlak na łamach "Rymsa".
Książki różni niewiele: pierwsze wydanie ma na końcu wypisaną obsadę krakowskiej inscenizacji i erratę, w wydaniu drugim błędy druku poprawiono, a zamiast erraty wydrukowano nazwiska aktorów grających na scenie teatru lwowskiego. Różnica w druku jest niewielka, w cenie – kolosalna.
Za "Pana Tadeusza" z 1834, "Lillę Wenedę" z 1840, "Lalkę" z 1890, "Ferdydurke" z 1937 trzeba zapłacić co najmniej kilka tysięcy złotych tylko dlatego, że to pierwsze wydania. A za przedwojenne edycje "Sklepów cynamonowych" i "Sanatorium pod Klepsydrą" Brunona Schulza nawet kilkadziesiąt!
Postawione powyżej pytania powróciły do mnie niedawno, gdy przyniosłem do domu nowy nabytek: "Słonia Trąbalskiego" Tuwima z ilustracjami Ignacego Witza. To, co odróżnia ten egzemplarz od innych "Trąbalskich" stojących na półce, to data wydania. Próżno jej jednak szukać na kartach książki. W sukurs przychodzą uczone księgi bibliograficzne. Dzięki nim mam pewność, że leży przede mną pierwsze wydanie doskonale znanej wielu pokoleniom książki. Została wypuszczona w świat przez Spółdzielnię Wydawniczą „Wiedza” w 1948 roku i zawierała napisane jeszcze przed wojną wiersze dla dzieci. Spis treści wymienia szesnaście utworów.
Wyjątkowości tej edycji nie umniejsza fakt, że książka pod tym samym tytułem ukazała się w 1938 roku. Składała się z jedenastu wierszy, z których dziewięć powtórzono (dodając jeszcze siedem) w wydaniu powojennym. Tak duże różnice w zawartości sprawiły, że przez wielu badaczy wspomniane tu edycje uznawane są za odrębne publikacje, a nie kolejne wydania tego samego tytułu. Książki różnią się także ilustracjami. Przed wojną wykonała je Janina Jankowska, po – Ignacy Witz.
Witz posłużył się dość prostymi środkami, by ozdobić tekst Tuwima. Operował w zasadzie jedynie płaską plamą barwną, definiując niektóre jej elementy czarną linią. Warto zwrócić uwagę na rozrzutne szafowanie papierem: na niektórych stronach wydrukowano zaledwie dwie-trzy linijki tekstu. Dzięki temu zabiegowi książka uzyskała wyraźną lekkość i elegancję, a duża ilość światła sprawia, że przeglądanie jej nie nuży i pozwala skoncentrować uwagę na najbardziej istotnych elementach. Tomik zawiera trzy całostronicowe ilustracje, nie pozostawiające miejsca na tekst. Dwie z nich umieszczono przy wierszu „W aeroplanie” – i właśnie jeden z tych obrazków wywarł na mnie niegdyś największe wrażenie. Przypomina mapę – są na nim domy, łąki, pola, wijąca się rzeka. To widok z tytułowego aeroplanu unoszącego w nieznane przestraszoną babcię i jej kurkę. Wpatrywałem się wielokrotnie w tę kompozycję, a im dłużej patrzyłem, tym bardziej chciałem zobaczyć kiedyś świat z takiej perspektywy. Dziecięce marzenia spełniły się wiele razy.
Ilustracje w pierwszym wydaniu odbito sposobem litograficznym, używając tłustej farby. W efekcie obrazki sprzed 70 lat pozostawiły swoje delikatne lustrzane odbicie na sąsiadujących stronach. Na pewno nie leżało to w planach ilustratora, ale nie zeszpeciło książki. Wręcz przeciwnie – dzięki temu mój egzemplarz ma swój indywidualny charakter, pokrył się szlachetną patyną.
Myśląc o "Słoniu Trąbalskim", mam przed oczami książkę w podłużnym, „leżącym” formacie. Widocznie czytano mi – jako dziecku – właśnie takie wydanie. Okazuje się, że w powszechnej świadomości zadomowił się inny wizerunek tej książki – pionowy, „stojący”. W rzeczy samej, począwszy od siódmego, powojennego wydania z 1959 roku, zmieniono jej wygląd. Ilustracje Witz wykonał od nowa, nawiązując wyraźnie do wcześniejszych wydań, czasem powtarzał obrazki bez zmian, inaczej je tylko aranżując. Na stronach Instytutu Książki jako ciekawostkę podaje się informację, że Trąbalski pierwotnie miał poprzeczny układ. Dla mnie jest to fakt oczywisty, ale faktem jest też, że książkę „postawiono do pionu” już blisko 50 lat temu!
Stare przedmioty – także książki – kryją w sobie wiele tajemnic. Niektóre da się rozwikłać, inne nigdy nie znajdą wyjaśnienia. Nawet tak dobrze znany "Słoń Trąbalski" nie odsłania wszystkich swoich sekretów. Dlaczego oryginalnie łysy „stolarz warszawski Adam Wiśniewski” – jeden z bohaterów wiersza "Wszyscy dla wszystkich" – w późniejszych wydaniach mógł się chwalić czarną, bujną czupryną? Czemu kowal ze strony 9 był postawnym safandułą w roku 1948, a w 1950 przypominał schludnego proletariusza? I co sprawiło, że bez wahania wyjąłem z kieszeni niemałą sumę i stałem się właścicielem pierwszego wydania "Słonia Trąbalskiego" z ilustracjami Witza?
Julian Tuwim "Słoń Trąbalski". Ilustrował Ignacy Witz. Warszawa 1948. Spółdzielnia Wydawnicza „Wiedza”
Tekst ukazał się w Magazynie "Ryms": nr 28, jesień/zima 2016, s. 20.
Słoń Trąbalski jest jednym słowem nieśmiertelny :)
OdpowiedzUsuńSam chciałbym mieć u siebie same pierwsze wydania, więc cena nie dziwi :P
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam