(c) svennevenn / Foter / CC BY-NC-SA |
Zasadniczo jest to opowieść wspomnieniowa, czyli pełna anegdot i czułości zarezerwowanej dla narracji poświęconej najbliższej osobie. Tomasz Lem nie jest jednak ani nazbyt sentymentalny, ani też chyba bezkrytyczny. Pisząc o swoim dzieciństwie, częściej zdaje się wspominać urwisowanie Stanisława, a nie Tomasza - choć i ten, mimo deklaracji, że był spokojnym dzieckiem, umiał nieźle pokolorować życie taty.
Z książki o autorze "Solarisa" dowiadujemy się w ten sposób między innymi, że:
- Stanisław Lem (SL) miał do Hotelu Cracovia stosunek ambiwalentny. Z jednej strony lubił tamtejszą cukiernię, ale z drugiej "peerelowski klimat wzbudzał w ojcu niesmak". Pod Hotel Cracovia (...) podjeżdżają nawet syrenkami na kawę, przy tylnej szybie zostawiają np. pudełko od koszuli z PeKaO, z napisem złotym HOOKWAYS, w ostateczności - tygrysa albo "Paris-Match", a ten, kto przywozi ciotkę i utrzymankę wartburgiem, zajeżdża ślimakiem pod drzwi hotelowe, wyskakuje, spodnie, biała koszula, krawat, otwiera wszystkie drzwi auta, biega dokoła, potem odwozi pudło z tej koszuli HOOKWAYS na parking, wszystko po to, żeby wypić małą kawę po 3,50 zł sztuka,
- styl jazdy SL wystawiał na ciężką próbę cierpliwość małżonki a matki autora książki,
- piętą achillesową SL były buraczki,
- syn SL przygotowywał dla członków rodziny tzw. desery, których głównym składnikiem początkowo było mydło, a także płyn do mycia naczyć Ludwik i do prania Kokosal.
PS. A 42 kg żywej wagi ważył Bartek - potwornej wielkości bydlę, głowa jak ćwierć, już ma rok i 2 miesiące, a durne to to, że niech ręka boska! Każdego obcego oblizuje, wszystkich kocha, szczeka od
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.