niedziela, 26 czerwca 2011

Warsztat pracy: Marek Krajewski

Z Markiem Krajewskim rozmowa to cała przyjemność. Nie wierzycie?



Oto dowód:

Marcin Wilk: Nadal Pan wstaje o 5 rano, by pisać?

Marek Krajewski: O 6. Ale w dalszym ciągu piszę pięć godzin, do godziny 11. Mam kawę w termosie. Wcześniej jem bardzo małe śniadanie, które wieczorem przygotowuje moja żona. Jakaś mała kanapka, może ciastko. To wszystko.

Starczy energii?

Chyba tak. Sprawdziłem, że najlepiej pracuje mi się w okolicach godziny 8-9.

I jak wygląda taki poranek?

Siadam przy moim biurku w gabinecie. Tak wcześnie, bo do 11 jest spokój. Potem zaczynają się telefony. Odbiera je co prawda żona, która jest moim menadżerem, ale mimo wszystko ja te telefony słyszę. Poza tym ktoś zawsze przyjdzie. Na przykład nasze dorosłe dzieci. Około południa zaczyna się więc życie codzienne, które mnie rozprasza.

Podczas takiego poranka w gabinecie wszystko jest wyłączone i drzwi zamknięte?

Absolutnie. Komórka, radio, Internet - wyłączone, drzwi - zamknięte. Wtedy siedzę i pracuję.

Bliscy to wyczuli, czy o ten święty czas pracy trzeba było walczyć?

Oni zdają sobie sprawę, że to czas, kiedy trzeba ze mną obchodzić się delikatnie. Poza tym moja żona wie, które sprawy są pilne i kiedy trzeba porozmawiać o tym natychmiast. Ustaliliśmy to wspólnie.

Doskonała żona!

Są poza tym jeszcze inne plusy tej sytuacji. O godz. 11, kiedy jem duże, ogromne śniadanie, okazuje się, że mam przed sobą cały dzień. Niektórzy zaczynają dopiero o tej porze aktywność zawodową, a ja wtedy mam już wszystko z głowy. Mogę się zająć sprawami rodzinnymi, iść na spacer – na przykład z moją ukochaną suczką. Często też biegam.

No proszę.

Tak jest. Przed śniadaniem, wzdłuż Odry. Osiem kilometrów. Co drugi dzień. Odkąd rzuciłem palenie, staram się walczyć z nadwagą, a bieganie umożliwia mi trzymanie wagi w pewnych granicach.

Nagradza się Pan za wysiłek?

Żadnych nagród. Poza tą, że napisałem jakiś fragment. Ja, krótko mówiąc, nie wstaję od biurka. No chyba, że poszczególne partie mojego ciała cierpną, to wtedy zdarza się, że kładę się na ziemi i piszę. Na iPadzie. (...)

3 komentarze:

  1. Ja przeczytałem "Liczby Charona" i na tym zakończy się moja styczność z Krajewskim. Czytałem parę wywiadów i nie przepadam za ludźmi którym się wydaje że są alfą i omegą gdyż ich książki się dobrze sprzedają. A może tutaj chodzi wyłącznie o marketing? Niektóre wydawnictwa kładą silny nacisk na promocje. Ja jestem przekonany że każdy kto pisze niezależnie od odbioru powinien mieć dużą dawkę pokory, aby nie stracić kontaktu z rzeczywistością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cenie Krajewskiego i jako artystę i jako człowieka:)
    Jego spotkania autorskie są zawsze udane, więc zazdroszczę Ci, że miałeś możliwość przeprowadzenia z nim wywiadu :)
    Mam nadzieję, że powstanie jeszcze wiele książek jego autorstwa:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.