Zaraz na początku książki przejmujący obrazek. Główny bohater przegląda notatnik. Zaczyna od litery A. Tutaj pełno tajemniczych już nazwisk i imion. Kim oni byli? Co znaczyli? I, jeśli nie pamięta, to czy może wymazać? Przeszłości jednak nie da się wytrzeć gumką. Przynajmniej nie w "Ostatnim rozdaniu", w którym bezimienny bohater co chwilę odwołuje się do tego, co minęło. I co ma za sobą.
A ma wiele. Na przykład Marię, z którą kiedyś łączyło go uczucie. Albo psa Oskara, foksteriera. Po nich, po Marii i Oskarze, już nie pokochał żadnej kobiety, już nie miał żadnego psa. Rezygnacja pojawia się także w odniesieniu do innych sfer życia bohatera "Ostatniego rozdania". Wartością, która pchała go ku takim wyborom, była wolność. Stąd nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca, z niczym się nie związał na stałe, niczego nie rozwinął do końca, nawet swojego talentu.
Bez sensu?
Tego się nie dowiemy, bo Myśliwski w książce nie odpowiada. Woli zadawać pytania. I sporo mówić. Komentować, powracać, opatrywać komentarzem. Tak dziergana jest ta narracja. Autor w wywiadach wprost zresztą przyznawał, że chciał odtworzyć język mówiony. W tym przypadku jak najbardziej na miejscu jest więc powiedzenie: bohater mówi, że... A głos narratora jest wyrazisty. Wciąga i porusza. Tak jak wciąga i porusza opowieść napotkanego gdzieś przypadkiem przez nas człowieka, który zaczyna się otwierać i mówić o najbardziej intymnych sprawach.
"Ogarnąć życie. Znów nachodzą mnie wątpliwości, czy to w ogóle możliwe, czy ten zbiór przypadków, w którym mało co ma z sobą związek, jak te wszystkie imiona, nazwiska, adresy, telefony w moim notesie, jest skłonny poddać się naszej woli. Mimo to próbuję, ponieważ jednego jestem pewny, że to za mało tylko żyć. Bo to nie to samo żyć, a wiedzieć o tym. Nie dam głowy, na ile i ten mój notes jest wiarygodny. Ale w nim jest prawie wszystko, czego mógłbym się o swoim życiu dowiedzieć. Przynajmniej tak mi się wydaje".
Myśliwski pisze ołówkiem i z gumką. Nie używa Internetu. Zupełnie jak jego bezimienny bohater. Korzysta jedynie z komórki. Ale nie myśli o niej dobrze. "Taki telefon komórkowy nie stwarza problemów ani z żywymi, ani z umarłymi. Tam człowiek to tylko informacja. Informacja zdezaktualizuje się, przyciskasz: usunąć? Usunięto. Jakby się odplunęło". Mocne słowa. I mocne stwierdzenie, nad którym unosi się rodzaj pretensji do stechnologizowanego świata. Myśliwski chyba nie specjalnie lubi całą tę gadżetową otoczkę, która towarzyszy współczesności i która, zdaniem wielu, czyni czasy współczesne tak barwnymi. Ale to raczej nie zarzut pod adresem technologii, Internetu i innych osiągnięć myśli inżynierskiej. To raczej kwestia teraźniejszości. Po prostu kiedyś było lepiej.
Ta tęsknota za przeszłością z dwuznacznym stosunkiem do teraźniejszości wypełnia całe "Ostatnie rozdanie". Sam tytuł też w zasadzie odnosi się do tego wątku. Bohater, zapalony karciarz, najważniejszą partię rozgrywa na cmentarzu. Absurd? Tak. Trochę tak. Ale wiele mówiący właśnie o tej ambiwalentnej rzeczywistości, przemijaniu, pamięci, a wreszcie rozróżnieniu tego, co w tzw. realu, a co tylko w głowie. A więc i w wyobraźni.
Czytając książkę Myśliwskiego, raz po raz zadawałem sobie pytania nie tylko o istotę życia, ale i o tajemnicę śmierci. Przyznać też muszę, choć to osobista uwaga, że powaga tych kwestii w pewien sposób mobilizowała. Nawet jeśli momentami wprowadzała w melancholijny stan. Od razu też dodam, że więcej tu było autorefleksyjności niż smutku.
Znak, Kraków 2013. |
"Ostatnie rozdanie" nie jest wcale książką o odchodzeniu, pożegnaniach czy utracie. To bardziej opowieść o zgodzie na to, że życie mija. Bezpowrotnie.
Bardzo mi się ta recenzja spodobała. Przy najbliższej wolnej okazji sięgnę po Myśliwskiego.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic Myśliwskiego i troszkę wstyd. Zacznę od starszych pozycji, ale jestem przekonana, że i do "Ostatniego rozdania dojdę". Im więcej czytam o tej książce, tym bardziej jestem zmobilizowana do wzięcia się w końcu za czytanie.
OdpowiedzUsuńDoskonała recenzja.Zawiera wszystko, co chciałoby się wiedzieć o książce przed jej przeczytaniem. Brzmi obiecująco i zachęcająco .Zresztą, podobnie jak inne teksty na tym blogu - poprzez refleksje i uwagi Autora ma miejsce swego rodzaju "budowanie busoli" dla czytelników..Tak więc jeszcze raz przekonuję się,że trzeba tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń