wtorek, 8 października 2013

Joanna Chmielewska na zawsze

Fot. interia.pl
Jej twarz ciągle taka wyraźna. Już się nigdy nie zmieni. Jak zapamiętamy oblicze zmarłej 7 października 2013 roku Joanny Chmielewskiej?

Jako "królową polskiego kryminały" przede wszystkim. Kogoś na miarę Agathy Christie. W lokalnym wydaniu. Choć to w zasadzie i tak nie do końca właściwe porównanie. Bo Chmielewska to była/jest osobna jakość. Tyle że popularna, zdają się twierdzić niektórzy, była od zawsze. Debiut Chmielewskiej - "Klin" w 1964 roku - zostaje niemal natychmiast sfilmowany i zaprezentowany szerokiej publiczności pod tytułem "Lekarstwo na miłość". Kobietę, która obiecuje sobie, że będzie niemoralna, zagrała wspaniała Kalina Jędrusik.


Czy Chmielewska należała do niemoralnych? W świetle dzisiejszych standardów: należała do kobiet aż nazbyt moralnych. Miała swój styl, indywidualność, a jej nałóg nikotynowy tylko dodawał pisarce uroku. "Trzeba w życiu robić coś niewłaściwego" - zwykła mówić o uzależnieniu od papierosów. A może nie tylko o tym. W każdym razie z fajeczką zobaczycie ją na wielu zdjęciach i w licznych wywiadach. Paliła jak lokomotywa. Albo jak inna dama literatury polskiej XX wieku - Wisława Szymborska. Choć przecież, zaraz powiedzą niektórzy, literatura w tym wypadku ma dwa różne oblicza.

Ano ma. Chmielewska, absolwentka architektury, w życiu dorosłym zamiast komponować przestrzenie mieszkalne (choć, fakt, przez kilka lat pracowała w wyuczonym zawodzie), wolała zająć się budowaniem napięcia. Jej bohaterka, też zresztą architekt z wykształcenia, często szukała sensacji, czy raczej rozwiewała sensacje. I to z wielkim powodzeniem. Chmielewska, która humorem i zmysłem obserwacyjnym błyszczała na tle siermiężnej i grafomańskiej produkcji kryminalnej w PRL-u, szybko zdobyła zasłużone uznanie wśród publiczności czytającej. Polskiej, ale nie tylko. Doceniona została zwłaszcza u Wielkiego Brata, ZSRR, gdzie z kilkoma milionami sprzedanych egzemplarzy została uznana za jedną z najlepszych autorek zagranicznych.

O tym, że Chmielewska do powściągliwych w słowie nie należała, świadczy też jej autobiografia. Siedem solidnych tomów to gawęda o życiu swoim, ale bez zbędnego narcyzmu. Za to z porywającą narracją, dystansem i humorem. Czyli tym, za co Chmielewską kocha się najbardziej. Kocha. Tak właśnie. W czasie teraźniejszym ciągłym.

1 komentarz:

  1. super!!! od poczatku tygodnia myślę, jak bardzo będzie brakowac jej pogody ducha, sarkazmu .

    http://ksiazkisaniebezpieczne.blogspot.com/2013/10/pani-joanno.html

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.