Rebis, Poznań 2013. |
we wstępie do wydanej właśnie biografii pióra Tony'ego Di Corcii pisze tak: "[Wspominam Gianniego Versace] jako człowieka niesłychanie żywiołowego, emanującego radością twórczą, pełną ożywczych trendów, reminiscencji, inspiracji sztuką, a przy tym mającego w sobie pewien szczególny rodzaj beztroskiej witalności. Był wielkim kreatorem, a upływ czasu tylko potwierdza jego talent". Aha. Czyli nic o życiu emocjonalnym. Żadne tam czułości i takie tam.
No, powiedzmy. Moda bywa zimna przecież. Przyszli dyktatorzy na ogół wywodzą się z biednych i nieśmiałych środowisk rzemieślniczych (strasznie uogólnienie, wiem, ale ten mit często się sprawdza w przypadku uznanych). Tak jak na przykład Gianni Versace, który był synem wziętej krawcowej i jako dziecko "raczkował w jej pracowni między skrawkami materiału". Potem z matką współpracował. A jeszcze później miał też odwagę, by rozkręcić własny interes. I otworzyć własną linię. Modną. Oczywiście, że modną.
Zaczęło się - uwaga! będzie fachowe słownictwo! - od wydziergania warkoczy na skos. Taki był jeden z pierwszych pomysłów Versacego. Nie trzeba dodawać, że nikt nie chciał się na niego zgodzić. "Gianni jednak nalegał i w końcu dali się namówić". Mówiono o tym w całej Florencji, a Versace okazał się kurą znoszącą złote jajka. A nie był łatwym współpracownikiem. Wszystko robił po swojemu, a że pracować lubił i w zasadzie całe życie temu poświęcił, z czasem wszyscy byli zadowoleni. Kręciły nosem jedynie piękne dziewczęta, które spacerowały koło artysty tkanin. Zalotne ich kroki jednak nie działały. Versace dziwnym trafem był odporny na ich piękno.
A tak odporny! Oczywiście, projektant kobiety kochał. Z wzajemnością zresztą. Taką na przykład Madonnę. Popularna piosenkarka była nawet twarzą Atelier Versace, czego ślady można zobaczyć na okładce jej płyty "Something to Remember". Uwielbiała projektanta także Lady Di. "Księżna Walii gościła Versacego w swojej prywatnej rezydencji, zapraszała na obiady, włączyła w prowadzone przez siebie akcje charytatywne. Kiedyś, po kolacji w należącym do Eltona Johna domu na wsi, siedząc na podłodze, Diana opowiadała, jak jest zakochana w Karolu i jak bardzo cierpi z powodu braku jego uwagi". Ano tak. Bo do kolekcji nie tylko wielbicieli, ale również - jak wynika z książki - przyjaciół projektanta zaliczał się Elton John.
Sława, pieniądze, fajne ciuchy, fajna sława i fajne pieniądze... Cóż jeszcze trzeba, by być spełnionym? Miłości oczywiście. "Mój ideał mężczyzny? Oczywiście romantyk, trochę mityczny bohater, męski, ale subtelny. Przeciwieństwo legionisty". W życiu Versacego wielu było mężczyzn. trochę mitycznych, męskich. Ostatni z nich z pewnością do nich się zaliczał, ale absolutnie nie był subtelny. Wielokrotny morderca, który umiał "rozbić na miazgę czaszkę swojej ofiary", zastrzelił gwiazdę mody w bajecznym Miami 15 lipca 1997 roku o godz. 8.30. "Dwie kule z pistoletu zabiły człowieka nieustannie rozglądającego się za pięknem. znającego wszystkie jego tajniki, kreatora, który ubierał koronowane głowy i gwiazdy estrady, a widok dzieła sztuki czasem odbierał mu mowę" - pisze barwnie jak zawsze Tony Di Corcia.
Książka o Versace jest taka jak sama opisywana postać. Raz bajeczna, raz tragiczna. Dużo tu fraz kolorowych i kwiecistych jak z powieści Barbary Cartland czy próz osobistych Joan Collins. Obok potoczystej, momentami nawet egzaltowanej opowieści o bohaterze, dostajemy także materiał zdjęciowy, a nawet kalendarium ze stosownym wyborem cytatów z Versacego. Do czytania na ciepłym słońcu, podczas leżakowania na plaży, z drinkiem z palemką dzierżonym delikatnie w dłoni wysmarowanej kremem odpowiedniej jakości. A jakiej dokładnie marki? O nie. Na to mnie nie naciągniecie. Tę decyzję Wam już pozostawiam.
Bardzo ciekawa recenzja. Chętnie zgłębiam biografie i koleje ludzkich losów. Myślę, że sięgnę wkrótce po tę książkę, gdyż jestem zaintrygowana treścią :)
OdpowiedzUsuń