środa, 19 marca 2014

Miłość na czterech łapach

Powiedzmy wreszcie to sobie szczerze i otwarcie: koty to jeden z najlepszych bohaterów wszech czasów. Nie tylko na obrazkach na fejsie.


Weźmy na początek przekrój społeczny kociego gatunku. Mamy tu przedstawicieli wszystkich profesji. Kot biznesmen, który był sprzedawcą myszy - "w puszkach oraz w słoikach". I któremu interes zepsuły właśnie myszy, które "do puszek same wchodzić nie chciały". Albo kot profesor. Znamy go z podań o starożytnym Egipcie, gdzie "koty mieszkały w świątyni" oraz były karmione samymi smakołykami ("A dzisiaj - rozpacz i klęska,/ nie ma już żadnej świętości!/ Od biedy ktoś rzuci nam z łaski/ garść kosteczek lub ości").

Weźmy teraz nazewnictwo. Mamy też przecież tu koty różnych imion. Augustyn, "kot niedoświadczony", który umarł "z miłości/ do przesadnej czystości". Z kolei Gustaw - imię mocno literackie, przyznacie sami - był artystą, "podwójnym pianistą". Dlaczego? Ano dlatego, że grał na cztery łapy. No i jeszcze Artur, "kot latający", który w ciagu jednej godziny potrafi przelecieć z Rzymu do Turynu.

Czemu akurat tam? Ano temu zapewne, że autor tych przeurokliwych kocich opowieści, Gianni Rodari, pochodzi z Włoch. Rodari, który umarł w roku 1980, należał - i wciąż należy - do jednych z najpopularniejszych pisarzy dla dzieci. Uhonorowany Nagrodą imienia Hansa Christiana Andersena (coś jak dziecięcy literacki Nobel) zaskarbił sobie sympatię najmłodszych prostotą, która zawsze jest najtrudniejsza. Dlatego jego koty z wydanego właśnie tomiku mają na ogół futro, cztery łapy i mruczą, gdy są zadowolone.

 
Wyobraźnia autora jednak nie zna granic, a krytycy - dorośli czytelnicy Rodariego - chwalili pisarza za fantazję. Bo poza typowymi atrybutami, on zawsze swoim bohaterom coś dodawał: a to "skłonność do uniesień" kota Gastona (przełożona na znane wszystkim kociarzom skakanie po meblach), a to chęć przez kota Diego uczenia myszki języka angielskiego (jaki był prawdziwy cel tych nauk, to chyba tego wyjaśniać nie trzeba...). Bo Rodari, prawie jak opisywani przez niego pupile, lubi czasem zrobić coś kociego: zajrzeć w zakamarki (naszej wyobraźni) czy pobiec za kłębkiem (językowej zabawy).

Ilustrowany przez Elenę Temporin tomik "Kocia gwiazda" Gianniego Rodariego w przekładzie
WL, Kraków 2014.
Jarosława Mikołajewskiego to lektura zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Albo, precyzyjniej, dla wszystkich dorosłych, którzy zachowali w sobie dziecko. I dla wszystkich dzieci, którzy czasem bardzo dojrzale myślą o swoich ukochanych czworonogach.

1 komentarz:

  1. Dla Kociej gwiazdy wystąpiłam na moment z psich szeregów. Każde dziecko w dziecku oraz w dorosłym powinno mieć tę książkę na stałe, na własność. Na dobre i gorsze dni.
    Koty w kawiarni

    Koty do kawiarni

    wpadają na dłuższą chwilkę

    i udają, że weszły

    tylko przez pomyłkę.

    Dlatego też kelnerzy

    nie mogą sobie życzyć,

    by wyszły, boby się zdziwiły,

    że to nie sklep papierniczy.

    Rzekłyby, że szukają

    dobrej temperówki

    po to, by naostrzyć

    i tak już ostre pazurki.



    Ostrożnie przemykają miedzy stolikami

    i o nic nikogo nie proszą.

    A czy wiecie,

    dlaczego te pieszczochy

    nie szarpią za pończochy?

    to proste: bo w lecie

    kobiety pończoch nie noszą.



    Spod półprzymkniętych powiek

    patrzą, czy lody czekoladowe

    albo rurka z kremem

    nie spadnie komuś na ziemię.

    Bo wtedy rzucają się śmiało,

    jak na kota przystało,

    i jeśli nie słychać, jak mruczą,

    to przez to, że auta huczą.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.