Powieść Karla Ove Knausgårda zaczyna się od potwornego obrazu śmierci. Drastyczność polega tu nie tylko na naturalistycznym charakterze tego opisu ("Nic już nie powstrzyma ogromnych rojów bakterii, które zaczynają się mnożyć wewnątrz ciała. Gdyby podjęły próbę zaledwie kilka godzin wcześniej, natychmiast napotkałyby opór, ale teraz wokół nich panuje zupełny spokój, mogą więc wdzierać się coraz głębiej w wilgoć i mrok"), ale na chłodzie. Przebija on bowiem spomiędzy liter na pierwszej stronie książki i utrzymuje się na tym samym - wysokim poziomie - przez następne grubo ponad 550.
Narrator tej powieści - i zarazem autor - ma jednak mnóstwo powodów, by być lodowatym. Nie czuł się szczęśliwy, a punkt, do którego dotarł w życiu, to moment, w którym zaczął się zastanawiać, co go przygnębiło najbardziej. Zdarzenie po zdarzeniu, dzień po dniu, czasem minuta po minucie, pozwalając sobie na bardzo szczegółowe opisy (np. ciągnące się przez kilka stron poszukiwania alkoholu podczas pewnego Sylwestra) - główny bohater dokonuje gorzkiego podsumowania. A my wraz z nim wciągamy się w tę opowieść i zarazem jesteśmy nią przerażeni.
Weźmy chociażby opis ojca narratora. Dzieje się to w domu, gdzie wraz z matką mieszkał dotknięty alkoholizmem mężczyzna. Mieszkał - bo już nie żyje. Zmarł z powodu - najprawdopodobniej - przepicia. "W kąciku wypoczynkowym z kanapą po ścianą walały się ubrania. Zobaczyłem dwie pary spodni i kurtkę, kilka par majtek i skarpet. Cuchnęło strasznie. Tu też leżały przewrócone butelki, opakowania po tytoniu, kilka suchych bułek i inne śmieci. Podszedłem tam powoli. Na kanapie były odchody, rozsmarowane i kilka grudek. Nachyliłem się nad ubraniami, również okazały się wysmarowane kałem. Na podłodze lakier w kilku miejscach odprysnął, widać było wielkie, nieregularne plamy.
Siki?".
Tego typu wstrząsających opisów w tej książce nie ma wiele, choć dosadność, z jaką autor opisuje te najbardziej intymne momenty doświadczenia swojego i bliskich, jest naprawdę wstrząsająca. Nie dziwię się więc, że rodzina była oburzona, gdy książka ujrzała światło. Nie dziwię się z drugiej strony też czytelnikom, którzy wykupili kilka nakładów powieści - w sumie blisko 500 tys. egzemplarzy w 5-milionowej (!) Norwegii. Karl Ove Knausgård, sprawca tego całego zamieszania, szybko stał się więc kimś więcej niż tylko pisarzem. Miał on na swoim koncie debiutancką książkę "W świat" oraz "Jest czas na wszystko", ale dopiero "Moja walka" - kontrowersyjna już przez sam tytuł - sprawiła, że reflektory zostały zwrócone na niego.
WL, Kraków 2014. |
Krytycy porównują "Moją walkę" do Prousta. Wielu znajduje również odniesienia do Manna. Czytelnicy - różnej maści - zachwycają się fabułą. Pełno tu perełek dotyczących na przykład życia młodzieży w latach 70. i 80. - autor tworzy nawet sentymentalny katalog muzyczny. Ale czy książka jest naprawdę taka świetna? Poznając okoliczności jej powstania, w głowie rodzą się zasadnicze pytania dotyczące granic kreacji i otwartości w mówieniu o swoim doświadczeniu. Napisanie "Mojej walki" z pewnością wymagało odwagi, ale od nas zależy, co my z tą - rozgrzebaną - rzeczywistością zrobimy. Jak dla mnie niepokój, który budzi lektura "Mojej walki", jest wyzwaniem. By porozmawiać. Przede wszystkim z samym sobą.
Tak, to jest jedna z tych książek, które mają moc sprawczą.
..."Napisanie "Mojej walki" z pewnością wymagało odwagi, ale od nas zależy, co my z tą - rozgrzebaną - rzeczywistością zrobimy. Jak dla mnie niepokój, który budzi lektura "Mojej walki", jest wyzwaniem. By porozmawiać. Przede wszystkim z samym sobą......" -- dokładnie, czas na prawdę o instytucji RODZINA http://sabinagatti.blogspot.com/2013/07/prawdziwe-oblicze-polskiej-rodziny.html.
OdpowiedzUsuń