niedziela, 8 czerwca 2014

Kubańskie mięcho

Na próżno szukać sensu w tym labiryncie. Cel bywa zwodniczy. Prawie jak w życiu. Albo w opowiadaniach Piñery.
(c) _DJ_ / Foter / Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)
Ten labirynt to ludzka wyobraźnia, po której wędruje w swoich opowiadaniach kubański autor. Właśnie pojawił się jego zbiór "Zimne opowiadania", na który składają się w zasadzie dwie książki: tytułowa oraz "Ten, który przyszedł mnie zbawić". Dla wszystkich tych, którzy interesują się literaturą latynoską - lektura obowiązkowa. Zwłaszcza, że Virgilio Piñera to - do momentu wydania tego zbioru - wielkie polskie zaniedbanie.

Zmarginalizowany ze względu na swoje pochodzenie, działalność i homoseksualną orientację, od wczesnych lat życia interesował się też sztuką, co nie wróżyło dobrze na przyszłość. Przyszedł na świat w 1912 roku na Kubie. Dorastał w spartańskich warunkach. Studiował mimo ubóstwa. Dorabiał, pisząc do gazet. Potem pracował nawet dla kubańskiego konsulatu. Zawsze ledwie wiązał koniec z końcem.

Polski czytelnik na pewno zatrzyma się przy informacji, że pisarz zbliżył się do Witolda Gombrowicza. Virgilio stanął nawet na czele komitetu przekładającego "Ferdydurke" na hiszpański. Od połowy lat 50. zaczął się też okres względnego dobrobytu w życiu Piñery. Wydał kolejne zbiory, piął się po szczeblach redakcyjnych i towarzyskich karier. Do czasu. Bowiem w latach 50., Fidel Castro zaostrzył politykę kulturalną i obyczajową.
"Wraz z wprowadzeniem antyhomoseksualnego ustawodawstwa żarty się skończyły: homoseksualistów - jako "deprawatorów" - usuwano ze wszystkich kierowniczych stanowisk i regularnie wyłapywano, często metodą prowokacji, by zsyłać do obozów przymusowej pracy, zwanej cynicznie resocjalizacją".
Pisze o tym wszystkim w posłowiu do Piñery Tomasz Pindel, tłumacz, który przygotował opublikowany właśnie zbiór. Od tego tekstu wypada może nawet rozpocząć lekturę całości, bo opowiadań kubańskiego autora nie czyta się łatwo. Są one często niejasne, zagmatwane, z trudem nadążamy za narratorem. Abstrakcja podlana jest brawurą, a absurd i groteska sąsiaduje z dosadnością.

Piñera inaczej pisze niż żył. Odnosi się wrażenie, że to nie czytelnik ma mieć zabawę z tego, co czyta, ale autor bawi się czytelnikiem. Autor bawi się także swoimi bohaterami i swoją wyobraźnią. Żongluje obrazami, wyjaskrawia rzeczywistość, czasem zbliża się zbytnio, czasem epatuje przerażającym dystansem. Potrafi opisywać rzeczywistość, nie licząc się z kosztami. Bywa to odrzucające, bywa też wciągające.

Universitas, Kraków 2014.
Przygotowani do przygody z kubańską literaturą o tym smaku, nie poczują się zawiedzeni. "Zimne opowiadania" to dobry zbiór, który nasyci spragnionych latynoskich klimatów. Co więcej, książka Piñery otwiera serię "Nieznanej Klasyki Literatury Latynoskiej". Wyliczanka będzie przyglądać się kolejnym tomom.




O Piñerze pisze też w swojej książce "Królowa Karaibów" Klementyna Suchanow. Może warto sięgnąć po jej opowieść? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.