Wysokie w każdym razie były ambicje projektantów ery PRL. O nich w dużej mierze jest książka Boćkowskiej.
Jadwiga Grabowska, pierwsza dyrektorka Mody Polskiej, zwykła powtarzać, że
>> modelki muszą być z dobrego gniazda - co najmniej z maturą, na poziomie. To właśnie - klasa lub wykształcenie - w mniejszym lub większym stopniu łączyło osoby, które zajęły się modą czy też szerzej: kształtowaniem gustu we wczesnej PRL.
Grabowska musiała być fascynująca. Z turbanem na głowie wzbudzała szacunek podopiecznych, czyli modelek, które trzymać fason musiały także poza godzinami pracy. Dlatego w Paryżu chodziły cały czas w szpilkach, jadać mogły tylko podczas wspólnych posiłków, a w Odessie z kolei chronić musiały się przed słońcem, by zbytnio się nie opalić. Ale mimo tego wszystkie chciały pracować z Grabowską. Bo dla nich to był ktoś. Miała klasę i bezpośrednie dojścia do najważniejszych projektantów w stolicy światowej mody. Z Coco Chanel na czele.
Obok Grabowskiej książka Boćkowskiej przybliża barwne sylwetki wielu innych osób związanych z modową branżą minionej epoki. Niezłym gagatkiem okazuje się Jerzy Antkowiak. Projektant sprytny, chimeryczny i nie stroniący od alkoholu. Ale też artysta modowy, twórca skuteczny i niezwykle błyskotliwy, który chciał, by w latach osiemdziesiątych mężczyźni chodzili w przezroczystych spodniach.
Sporo miejsca poświęcić musiała autorka legendarnej Barbarze Hoff, która była i wciąż jest obiektem adoracji - tyleż pożądanym, co niedostępnym. W gruncie rzeczy Hoff to jednak kobieta niezależna, autorka stałej modowej rubryki w "Przekroju", która kiedyś
>> wymyśliła sobie, że tak będzie "wywiercać szczelinę w systemie".
Hoff była prawdziwą gwiazdą. Kreowała mody nie tylko na łamach tygodnika. Wpadła na pomysł, by zacząć projektować. W roku 1967 wkroczyła do gabinetu dyrektora Mody Polskiej, rzuciła mu na stół szkice krótkich sukienek i w ten sposób zaczęła kolejny etap swojej błyskotliwej kariery w tym pełnym dodatków i walk o materiały, projekty i inne elementy świecie mody PRL-u.
Portrety Grabowskiej, Antkowiaka czy Hoff układają się w szkice do biografii. A w każdym razie każda z tych najważniejszych postaci tu opisanych nadaje się na bohaterkę/bohatera osobnej fascynującej opowieści.
Boćkowska sporo pisze o ludziach. I dobrze, bo przez pryzmat człowieka najlepiej widać paradoksy minionej epoki. Zapał i zaangażowanie pomysłowych projektantów oraz tęsknoty klientek za świetnie skrojonymi ciuchami mieszały się z niedostatkami zaopatrzenia czy kuriozalnymi pomysłami władzy centralnej. Kto miał jednak się wybić, temu czasy zbytnio nie przeszkadzały. Tak przynajmniej wynika z tej opowieści.
O książce "To nie są moje wielbłądy" powiedzieć, że jest portretem mody w PRL-u, to stanowczo za
Czarne, Wołowiec 2015. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.