(c) "Odnalezione w tłumaczeniu" |
Jerzy Jarniewicz (tłumaczył m.in. Joyce'a, White'a i Rotha) o przekład pytał podczas warsztatów dla krytyków. Na fragmentach rozmaitych tekstów pokazywał pułapki i szanse twórczości translatorskiej. Nie oceniał, nie hierarchizował, raczej prowokował. Wskazywał w ten sposób wielowymiarowość roli, jaka się wiąże z wyzwaniem, jakie stawiają teksty. Tak dla tłumacza, jak i dla czytelnika.
No ale naprawdę istotną sprawą jest to, czy Winnie-the-Pooh to Kubuś Puchatek czy Fredzia Phi-Phi. I niebagatelne znaczenie ma to, kto ile tekstu opuścił, czemu i po co. Oraz co to opuszczenie robi z nami - bardziej już teraz świadomymi czytelnikami przekładów, którzy raczą pamiętać już nie tylko o tym, że liczy się czas, miejsce i bohaterowie przekładu, ale także drobiazgi - czasem ulokowane w dziwnej i nieprzekładalnej nazwie botanicznej. Czy w wołaczu, który podskórnie psuje gramatykę słów.
>> Czyli niewierność jest wartością!
- wykrzyknęła Anna Marchewka, jedna z uczestniczek warsztatów w podsumowaniu zajęć. A chodziło jej o stosunek tłumacza do przekładanego dzieła. I o swobodę twórczą, z akcentem na to drugie słowo: twórcza.
***
Na festiwalu uświadomiłem sobie, jak wielką gwiazdą literatury jest Olga Tokarczuk. Na jednym ze spotkań scena była zapełniona jej tłumaczami, a znalazło się wtedy ledwie kilka osób z potężnego zespołu złożonego z tych, którzy przybliżają książki Tokarczuk w świecie.
Mało tego: w świecie nie tylko krążą przekłady Tokarczukowych ksiąg wydanych w ciągu kilkudziesięciu lat jej pisarskiej kariery, ale również, już za chwilę, wejdą do obiegu "Księgi Jakubowe", monumentalna powieść wydana przecież ledwie jakąś chwilę temu. Ot, potęga polskiej pisarki.
Olga Tokarczuk i jej tłumacze: Jana Unuk, Jan Henrik Swahn, Jennifer Croft, Ostap Sływynski, Milica Markić (c) Wyliczanka.eu |
Nawiasem mówiąc autorka "Biegunów" na panelu dyskusyjnym z innymi polskimi twórcami pięknie zauważyła, że:
>> Język jest nożem i widelcem, którymi jemy rzeczywistość.
***
Faktycznie, często się mówi: "ta książka zaspokoiła mój apetyt". Albo: "pragnienie lektury". Jeśli chodzi o wartości odżywcze gdańskiego festiwalu, tu do przygotowujących menu (Magda Heydel, Urszula Kropiwiec, Justyna Czechowska, Aleksandra Szymańska i Ola Halicka) pretensji mieć nie można.
Głównym daniem było oczywiście wręczenie Nagrody im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego za Twórczość Translatorską. Statuetkę odebrała Maryna Ochab, znakomita tłumaczka z języka francuskiego (m.in. Ricoeur, Queneau, Lanzmann).
Dobrze, że otrzymała wraz z nią 50 tys. złotych i świetnie (choć zdania na ten temat były mocno podzielone), że uroczystość wręczenia miała oprawę telewizyjnego show. Gorzej, że - gdy nominowani i laureatka zeszli ze sceny a reflektory zgasły - jeszcze raz okazało się, że zawód tłumacza, zwłaszcza literackiego, to obecnie naprawdę ciężkie i prawie zupełnie nieopłacalne zajęcie.
***
Nie wolno jednak narzekać. Zwłaszcza że kolejne tłumaczenia w toku, a z festiwalu przyjechałem z
Biuro Literackie i Instytut Kultury Miejskiej, Wrocław - Gdańsk 2015. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.