środa, 18 września 2013

Jerzy Pilch: Wiele demonów || niemal 500 stron

Zwlekałem z przeczytaniem ostatniej książki Jerzego Pilcha. Teraz już wiem dlaczego. "Wiele demonów" (Wielka Litera, 2013) to kawał dość ponurej prozy. Ponurej chociaż i zabawnej. Na swój, Pilchowski, sposób.


Rzecz dzieje się w latach pięćdziesiątych. W okolicach, to rzecz tu oczywista, Śląska Cieszyńskiego. Stalin już nie żyje. Na szczęście. Ale unosi się ciągle duch. U Pilcha oczywiście nie tylko Stalina duch się unosi, wiele duchów tu się przewija, oplata i dotyka bohaterów. Wiele demonów.

Bo życie duchowe bohaterowie o dziwacznych nazwiskach mają, to trzeba im przyznać, bogate. Autor zresztą jest znakiem rozpoznawczym dla obfitej egzystencji wewnętrznej, wyobraźni rozbuchanej, takoż i języka, który oplata nas niczym wspominane duchy. Czy też demony.


"Wiele demonów" to książka fabularnie przewrotna, bo to, przynajmniej dla mnie, nie historia sensacyjna czy też obyczajowa (aczkolwiek obie one występują w tekście) jest najważniejsza, ale efekt tychże słowotokowy. Płynąc wraz z kolejnymi stronami - a jest ich niemal 500 - dryfujemy po morzu zdań zachwycających, ale i krwiożerczych, jeśli o nasz słownik chodzi. Pod tym względem Pilch, który jest uroczym bajarzem i potrafi o tej samej rzeczy, jednym zdarzeniu, wątku, sprawie i kwestii opowiadać w kilkunastu zdaniach ciągnących się przez akapit, albo i parę - tu nie zwalnia. Gęsty jest jak zawsze.

Nierzadki, tak właściwie należałoby napisać.


Mróz trzymał i jak kryształowe imadło, śniegu było półtora metra i dalej sypało. Przy minus dwudziestu nie ma prawa sypać, a sypało. Chodziliśmy w labiryntach i tunelach, Sigła była warownym lodowatym grodem. Pan Bóg zamykał drogi przed Julą Mrakówną i jej katolickim absztyfikantem. Nie mieli prawa dotrzeć. Ale dotarli. Szatan był silniejszy? Nie pierwszy raz. I nie ostatni.

Ta powieść, choć zamknięta w pewnej określonej przestrzeni, podsuwa paletę niezwykłych postaci (siostry!), a także garść przemyśleń o świecie. Religii. Miłości. Śmierci. O piłce nożnej nie mówiąc. Bo to Pilch, wiadomo. Dużo by gadać zresztą, a i niełatwo się obsunąć w tym gadaniu w Pilchowską frazę. Lepiej przeczytać.

Aha. I uprzedzę lojalnie: męczy ten Pilchu momentami. Ale bardzo to przyjemna męczarnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.