Agnieszka Drotkiewicz (c) Maciej Krysz |
Agnieszka Drotkiewicz: Myślę, że prawie cały sekret pisania leży w koncentracji. Jeśli jej nie masz, to możesz mieć wszystko – talent, wiedzę, temat, termin, konieczność – ale nie być w stanie zrobić niczego. Zresztą koncentracja to klucz nie tylko do pisania, ale chyba każdej dyscypliny sztuki, bardzo ciekawie o tym opowiada Tomasz Stańko w książce-rozmowie z Rafałem Księżykiem "Desperado" – mówi o spacerach, oglądaniu obrazów jako o swojej technice wprowadzania się w stan koncentracji.
Ma to sens.
Staram się więc wybierać do pracy porę dnia tak, żeby szansa na koncentrację była jak największa – zazwyczaj jest to rano, kiedy ma się świeżą głowę. Czasem jednak ważniejsza niż pora dnia jest świadomość pewnej swobody w zarządzaniu czasem – kiedy wiem, że nie mam żadnych spraw do załatwiania na mieście, żadnych telefonów etc., że mogę sobie pozwolić na trochę „snucia się” – patrzenia w okno, zaglądania do innych książek. W moim przypadku to bardzo sprzyja koncentracji. Małe teksty jestem w stanie pisać w trybie „godzina-dwie na pisanie”, większych nie. Nie umiem za to pisać w trybie po 15 minut, chyba że zapisuję jakiś pomysł. Jeśli wiem, że mam tylko kwadrans, wtedy wybieram czytanie. Czytanie prawie automatycznie wprowadza mnie w stan skupienia – mogę czytać w poczekalniach, w metrze, na ulicy.
Jak ważny dla Ciebie jest czas? Ile potrafisz „za jednym zamachem" poświęcić tylko pisaniu?
Czas jest bardzo istotny przy pisaniu, podlega także różnym tajemniczym przemianom – potrafi się rozciągać i zbiegać. Najbardziej lubię czas pracy efektywnej, kiedy czuję, że praca idzie do przodu, kołowrotek terkoce. To jest czas pożywny. Lubię też czas tuż po zakończeniu pracy – ta chwila, kiedy można sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Moment po napisaniu jakiegoś tekstu jest dla mnie czasem, kiedy mam najwięcej energii – sprzątanie, gotowanie, organizowanie spotkań, załatwianie czegoś dla kogoś – wszystko to idzie wtedy szybko i nadzwyczaj skutecznie.
Zdarza Ci się podczas pracy zupełnie zapomnieć o otaczającym Cię świecie? Czasie? Przestrzeni? Może nawet obowiązkach?
W momencie, kiedy nad czymś intensywnie pracuję, temat którym się zajmuję pochłania mnie zupełnie, myślę o nim także w przerwach w pracy – kiedy gotuję, gdzieś jadę, piszę mejle. Funkcjonując w rzeczywistości, muszę wykazać się pewną przytomnością, ale wciąż mam w głowie otwarty kanał tematu, nad którym pracuję – to tworzy razem palimpsest. Niedawno pisałam tekst o operze "Czarodziejska Góra", pracując nad nim, słuchałam nagrań moich rozmów z autorką libretta, Małgorzatą Sikorską-Miszczuk, i reżyserem, Andrzejem Chyrą, słuchałam ich, wyprowadzając na spacer psa, robiąc zakupy, gotując. W tym czasie układał mi się w głowie tekst, który potem szybko napisałam, bo zrąb jego kompozycji był już gotowy.
Jak wygląda miejsce, w którym najczęściej piszesz?
Prowadzę dość nomadyczny tryb życia, często opiekuję się mieszkaniami, wymieniam nimi, opiekuję się zwierzętami albo roślinami pod nieobecność właścicieli. Bardzo lubię zmieniać miejsca, w których mieszkam i w których pracuję – zmiana otoczenia jest dla mnie jak podróż: pomaga w koncentracji. Mam wrażenie, że takie drobne zmiany, jak inny układ przestrzeni, inny widok za oknem, inny stół, pozwalają zachować pewną świeżość, czujność. Przynajmniej na mnie działa to dobrze.
To zupełnie zrozumiałe.
Mam też teorię, że dobrze pracuje się w miejscach, przy stołach ludzi, którzy także zajmują się pisaniem, że w ich mieszkaniach łatwiej się skoncentrować. Dlatego szczególnie dobrze pracowało mi się przy stole w kuchni Kazimiery Szczuki, kiedy opiekowałam się jej kotami, u Doroty Danielewicz, autorki pięknej książki "Berlin. Przewodnik po duszy miasta", a także w kuchni Kaspra Bajona i Klary Kochańskiej. Szczególnym miejscem jest dla mnie kuchnia u Joanny i Macieja Hermanów w Gdyni Orłowie, gdzie napisałam "Nieszpory".
No proszę!
Kiedy jestem gdzieś dłużej i nowość miejsca już tak nie działa, wtedy staram się gdzieś wyjść. Bardzo nie lubię i nie umiem pisać w kawiarniach, przepadam za to za bibliotekami – Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie to jedno z moich ulubionych miejsc, lubię też pisać w pociągu.
O, to zupełnie inaczej niż Julia Hartwig, która w pociągu nie daje rady pisać.
Tak więc jeśli chodzi o miejsca – lubię je zmieniać. Mam za to kilka płyt, które pomagają mi się skoncentrować, do których wracam bardzo często – to jest "Koronacja Poppei" Monteverdiego (dyryguje René Jacobs), muzyka z filmu "Wszystkie poranki świata" (Jordi Savall), "Traviata" z Christine Schafer i Jonasem Kauffmanem – kiedy tylko je włączam, wchodzę od razu w tryb „praca”. Ważne jest to, że to są ciągle te same wykonania, że wprowadzają mój mózg w stan, w którym już kiedyś działał efektywnie.
A co widzisz, gdy podniesiesz głowę znad tekstu?
To oczywiście zależy, gdzie jestem. A jak jestem gdzieś dłużej, lubię zmieniać miejsce przy stole. Najprzyjemniej jest, kiedy widok jest jak najdalszy. Wspaniale mi się pracowało, chodząc po plaży – przychodził do mnie tekst, który nagrywałam na dyktafon, a potem zapisywałam.
Piszesz na komputerze, a może najpierw na kartkach?
Bardzo lubię pisać ręcznie, mam wrażenie – i chyba powtarzam to za Tomaszem Łubieńskim, jeśli się nie mylę – że ręka jest bliżej serca niż klawiatura i że lepiej przewodzi tekst. Kartkę i długopis możesz wziąć niemal wszędzie i napisać wersję roboczą tekstu – to idzie dużo szybciej, niż kiedy siada się przed czystym plikiem tekstowym w komputerze. (Chyba że pomysł przychodzi mi na basenie, wtedy trzeba zapamiętać).
W ruchu jest pióro, długopis czy raczej ołówek?
Bardzo lubię ołówki, szczególnie te cienkie, automatyczne, bo wtedy mam ładniejszy charakter pisma. Najładniej piszę piórem, moim ulubionym tuszem był Parker Blue Black, ale od jakiegoś czasu ta cała inscenizacja z pompką do pióra, z jej napełnianiem zaczęła mnie irytować. Może jeszcze do tego wrócę?
Zanim siądziesz do właściwej roboty, dużo czasu poświęcasz na przygotowania?
Nie rozdzielam pracy na „właściwą” i „przygotowania”. Każda refleksja, każda notatka, każda lektura jest pracą, buduje coś. Zawsze coś notowałam, podkreślałam, zaznaczałam cytaty. W ten sposób zaopatruję moją spiżarnię, z której korzystam cały czas. Często jeden temat inspiruje drugi, czasem robię konfitury, do których wracam dopiero po latach, ale dla mnie ważna jest świadomość, że mam je w szafce. To pozwala pisać w sposób bardziej wielopoziomowy – na przykład pisząc o kuchni, zahaczać o filozofię i odwrotnie; pisząc o literaturze, pamiętać o malarstwie, muzyce i przyrodzie.
A masz jakieś swoje rytuały? Albo ulubione napoje?
Zawsze ciągnę za sobą filiżanki z kawą i szklanki z wodą. Moje ulubione wody to Słotwinka i Muszynianka, a także warszawska kranówka. Co do kawy, jeśli jestem bardzo skoncentrowana na pracy, nie potrafię koncentrować się na niczym innym, nawet na odmierzeniu właściwej ilości kawy, więc na pewnym etapie pracy ratuję się saszetkami na jeden raz (bo mają odpowiednią proporcję), ale tylko tymi bez mleka i cukru.
Masz jakieś amulety, które sprawdzają się podczas pisania?
W krytycznych momentach wącham wodę kolońską, taką o zapachu barokowego ogrodu (czyli przypomina zapach bukszpanu). Kiedyś paliłam do pisania białe świece, ale od dawna już tego nie robię.
O! To ciekawe. Może to dobry moment, by spytać, czy poza herbatą coś popijasz do pisania.
Poza kawą i wodą, przepadam za ziołami – pokrzywą, werbeną, kocanką. Mleczna czekolada z morską solą nie raz pozwalała mi zdążyć na czas z pisaniem, bo pomaga w koncentracji. Co do przerwy na obiad, to zależy od etapu pracy – czasem lubię przerwać i gotować albo wyjść na obiad, czasem jem przed ekranem albo w ogóle zapominam o jedzeniu. Najlepsze dla mnie przy pisaniu są ryby, szczególnie dobre śledzie.
A w ogóle to piszesz na siedząco czy może na leżąco?
Lubię czytać w łóżku, wtedy też czasem coś notuję, ale nie lubię brać komputera do łóżka. Więc piszę na siedząco, przy biurku albo stole.
I inni mogą się wtedy obok krzątać? Na przykład jakieś futrzaki czworonożne?
Zwierzęta bardzo pomagają, zwłaszcza koty. Umiem pracować, kiedy ktoś jest obok, z niektórymi nawet bardzo to lubię, ale są teksty, do których muszę być sama, nie jestem w stanie zacząć, kiedy ktoś jest obok.
Ale w podróży umiesz pisać.
Bardzo lubię pracować w podróży – kiedy mam przed sobą pewien obszar czasu podarowanego, czasu odzyskanego. Pociąg albo samolot dają mi wielki luksus bycia pomiędzy miejscami, dla mnie to sytuacja idealna do pisania.
Korzystasz z Internetu, gdy piszesz, czy raczej musisz być odłączona od sieci?
Najczęściej mam włączony Internet, żeby móc coś sprawdzić albo żeby słuchać muzyki. Kiedy już pisanie zaczyna naprawdę iść, to nic mnie nie rozprasza, więc nie boję się wtedy nawet Internetu (śmiech).
Wszystko brzmi dobrze. Ale… Załóżmy teraz, że nie idzie Ci jednak pisanie. Co wtedy robisz?
Jeszcze w liceum miałam takie pudełko z różnymi wycinkami: zdjęciami, słowami, obrazami. Kiedy nie mogłam się skoncentrować na pisaniu wypracowania, robiłam kolaże, to bardzo mi pomagało – pisanie szło potem dużo szybciej i lepiej. Niestety to zarzuciłam. Teraz najczęściej w takim momencie czytam blogi kulinarne albo oglądam wywiady z Marią Callas na YouTube. Najlepiej jednak działa na mnie basen, spacer, albo gimnastyka według metody Feldenkraisa (o której rozmawiam w mojej ostatniej książce "Piano rysuje sufit" z Jackiem Paszkowskim, nauczycielem tej metody).
Agnieszka Drotkiewicz – pisarka i autorka rozmów. Ukończyła stosunki międzykulturowe oraz kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka powieści "Paris London Dachau", "Dla mnie to samo", "Teraz" i "Nieszpory", a także dramatu "Daleko od Wichrowych Wzgórz". Opublikowała też cztery zbiory rozmów – dwa wspólnie z Anną Dziewit ("Głośniej! Rozmowy z pisarkami" oraz "Teoria trutnia i inne"), a sama – zbiór rozmów "Jeszcze dzisiaj nie usiadłam" i "Piano rysuje sufit". Przeprowadziła wywiad-rzekę z Dorotą Masłowską pod tytułem "Dusza światowa".
Była kuratorką cyklów spotkań literackich "Daleko od Wichrowych Wzgórz" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, Klubu Kreatywnego Czytania na Chłodnej 25 oraz "Lesen znaczy czytać" organizowanego razem z Instytutem Goethego w Barze Prasowym.
:)
OdpowiedzUsuń