(c) Foter / CC BY-NC-ND |
Tak się zaczyna dramatyczna opowieść Swietłany Aleksijewicz w jej wydanej właśnie w Polsce, w przekładzie Jerzego Czecha, książce "Cynkowi chłopcy". Rzecz dotyka, w największym skrócie pisząc, opowieści tych, którym się udało przeżyć radziecką interwencję w Afganistanie. Działo się to między rokiem 1979 a 1989, ale konsekwencje dało się odczuć długo, długo potem. O tym "długo, długo potem" jest właśnie ta książka. Dlatego w tomie wypowiadają się weterani, ale także pielęgniarki, matki, żony. Ci, którzy przeżyli i ci, którzy mają odwagę mówić.
A opowiadają oni o wszystkim, o czym się da, bo Aleksijewicz nie pisze gładkiej opowieści historiozoficznej, z jasnymi tezami, ale podnosi gruz z ziemi i przygląda się szczątkom zgubionego gdzieś między kolejnymi wybuchami, atakami, konfrontacjami - człowieczeństwa. Dlatego spisane przez nią świadectwa to pełne krwi obrazy czy zatrważające brzmienia mokrego klaśnięcia - bo tak akurat któryś z bohaterów zapamięta dźwięk kuli trafiającej w człowieka.
Jeden z głosów w tej książce, "Szeregowy, obsługa granatnika", mówi:
>> Po dziesięciu latach, kiedy powyłażą na wierzch nasze nadciśnienia, kontuzje, malarie, będą się nas pozbywać. Z pracy, z domu... Przestaną nas sadzać w prezydiach. Dla wszystkich będziemy ciężarem... Po co jest ta pani książka? Dla kogo? Nam, którzyśmy stamtąd wrócili, tak czy owak się nie spodoba. Czy można opowiedzieć wszystko tak, jak było? Jak zabite wielbłądy i zabici ludzie leżeli w jednej kałuży krwi, bo ich krew się zmieszała.***
Książka Aleksijewicz to efekt wieloletniej pracy, nie tylko w terenie. Cytaty z największych - Lermontowa czy Dostojewskiego - sąsiadują tu z cytatami szeregowych, obsługujących granatniki, czołgistów, pracownic cywilnych. Nie wszystkim zresztą taka polifonia się spodobała. Opowieści wzbudziły w Rosji dyskusję o dziedzictwie wojennym. Jak łatwo się zorientować, pisarka nie zawsze zbierała pochwały w związku ze swoją opowieścią. Wielu dopatrzyło się w spisanych historiach naruszenia tabu.
Przeł. Jerzy Czech. Czarne, Wołowiec 2015. |
Widzę: Aleksijewicz, myślę: kolejna książka, która mnie zje, przeżuje i wypluje, a ja, chociaż wstrząśnięta, będę jej za to wdzięczna.
OdpowiedzUsuńTak pewnie będzie. Ja jestem bardzo wdzięczny.
Usuń