piątek, 4 września 2015

Wielbłądy i ludzie

Zabił człowieka kuchennym tasakiem. Dokładnie tym samym, którym siekała mięso. Zabił i poćwiartował. Nic nie powiedział. Po wszystkim leżał na kanapie i czytał książkę.

(c) Foter / CC BY-NC-ND
Kim był? Żołnierzem. Wrócił niedawno z wojny w Afganistanie. Ona, czyli matka, się cieszyła. Bo wrócił. Ale nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się zmienił. A był nie do poznania. Nawet dla własnej, rodzonej. Teraz ona, kawałek po kawałku, próbuje pozbierać sobie w głowie, co się tam musiało wydarzyć. W głowie i w sercu, bo przecież bez serca matki - ni rusz...

Tak się zaczyna dramatyczna opowieść Swietłany Aleksijewicz w jej wydanej właśnie w Polsce, w przekładzie Jerzego Czecha, książce "Cynkowi chłopcy". Rzecz dotyka, w największym skrócie pisząc, opowieści tych, którym się udało przeżyć radziecką interwencję w Afganistanie. Działo się to między rokiem 1979 a 1989, ale konsekwencje dało się odczuć długo, długo potem. O tym "długo, długo potem" jest właśnie ta książka. Dlatego w tomie wypowiadają się weterani, ale także pielęgniarki, matki, żony. Ci, którzy przeżyli i ci, którzy mają odwagę mówić.

A opowiadają oni o wszystkim, o czym się da, bo Aleksijewicz nie pisze gładkiej opowieści historiozoficznej, z jasnymi tezami, ale podnosi gruz z ziemi i przygląda się szczątkom zgubionego gdzieś między kolejnymi wybuchami, atakami, konfrontacjami - człowieczeństwa. Dlatego spisane przez nią świadectwa to pełne krwi obrazy czy zatrważające brzmienia mokrego klaśnięcia - bo tak akurat któryś z bohaterów zapamięta dźwięk kuli trafiającej w człowieka.

Jeden z głosów w tej książce, "Szeregowy, obsługa granatnika", mówi:
>> Po dziesięciu latach, kiedy powyłażą na wierzch nasze nadciśnienia, kontuzje, malarie, będą się nas pozbywać. Z pracy, z domu... Przestaną nas sadzać w prezydiach. Dla wszystkich będziemy ciężarem... Po co jest ta pani książka? Dla kogo? Nam, którzyśmy stamtąd wrócili, tak czy owak się nie spodoba. Czy można opowiedzieć wszystko tak, jak było? Jak zabite wielbłądy i zabici ludzie leżeli w jednej kałuży krwi, bo ich krew się zmieszała.
***

Książka Aleksijewicz to efekt wieloletniej pracy, nie tylko w terenie. Cytaty z największych - Lermontowa czy Dostojewskiego - sąsiadują tu z cytatami szeregowych, obsługujących granatniki, czołgistów, pracownic cywilnych. Nie wszystkim zresztą taka polifonia się spodobała. Opowieści wzbudziły w Rosji dyskusję o dziedzictwie wojennym. Jak łatwo się zorientować, pisarka nie zawsze zbierała pochwały w związku ze swoją opowieścią. Wielu dopatrzyło się w spisanych historiach naruszenia tabu.

Przeł. Jerzy Czech.
Czarne, Wołowiec 2015.
Na szczęście dla nas, czytelników, dziennikarka pisze otwarcie o wszystkim. Obok scen dobroduszności, ogromnego poświęcenia, niespodziewanego braterstwa, znajdziemy tu sytuacje haniebne, zachowania uwłaczające, momenty potworne. Ta książka - przerażająca momentami, ale i piękna - to przejaw szczególnej wrażliwości na dźwięki, obrazy i sygnały świata, który nas otacza.

2 komentarze:

  1. Widzę: Aleksijewicz, myślę: kolejna książka, która mnie zje, przeżuje i wypluje, a ja, chociaż wstrząśnięta, będę jej za to wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.