Było kiedyś, całkiem niedawno w sumie, świetne czasopismo literackie. "NaGłos" się nazywało, w Krakowie je wydawano, i publikowali w nim najlepsi.
Szczęśliwym trafem posiadam jeszcze trzy numery "NaGłosu". Do wczoraj stały gdzieś schowane na półkach w drugim rzędzie. Musiałem jednak ostatnio sięgnąć po nie i okazało się, że wśród nazwisk drukowanych na tamtych łamach faktycznie są najwięksi.
Numer z października 1992 roku to przede wszystkim Witkacy. W numerze znajdziemy listy pisarza do żony, a także komentarz Anny Micińskiej do tejże korespondencji. Jest tu też znakomity Jan Błoński ("Historia doznań metafizycznych") oraz Lech Sokół - również o Witkacym piszący. Poza tym jest tu mnóstwo poezji: Wallace Stevens, Artur Szlosarek, Krzysztof Lisowski czy Grzegorz Wróblewski. Znalazło się także miejsce na rozmowę z Ewą Kuryluk.
Inny z numerów, które mam - z czerwca 1996 roku, poświęcony jest Czesławowi Miłoszowi. Obok twórczości noblisty jest wypowiedź Josifa Brodskiego czy szkic Donalda Davie'ego "Z kresów chrześcijaństwa. Mandelsztam i Miłosz". Ten zeszyt przynosi opowiadanie (!) Teresy Walas, a także fragment powieści Pawła Huelle'ego. Warto również zajrzeć do rozmowy z Jerzym Pilchem, którą przygotował Marian Stala.
No i wreszcie trzeci mój numer, z Wisławą Szymborską na okładce, z października 1996 roku. Numer wspaniały, bo i poważny - wypełniony poezją, ale i krwiście dowcipny, absurdalny w stylu zbieżnym z poczuciem humoru rzeczonej poetki. Są więc tu i limeryki, i sprawozdanie podróżnicze Teresy Walas, i szkic Stanisława Balbusa, a także artykuł Małgorzaty Baranowskiej czy komentarz do wiersza Mariana Stali. Wszystko doskonałe, wybitne, smakowite.
Były też oczywiście i inne, tzw. kultowe zeszyty, wciąż przekazywane z rąk do rąk i kolportowane wśród miłośników znakomitej literatury. Tych niestety nie mam, choć dzisiaj - tak sobie myślę - chętnie bym do nich zajrzał.
Interesująca jest historia "NaGłosu". Powstało ono w 1983 roku - w dość ponurym dla wolności słowa czasie - z inicjatywy kilku polonistów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kornel Filipowicz przypomniał chwilę wcześniej, że podczas drugiej wojny światowej, gdy był problem z drukiem, odbywały się wydania czasopism literackich w formie mówionej. Postanowiono zorganizować coś bardzo podobnego. Redaktorem naczelnym przedsięwzięcia został Bronisław Maj, a wieczory-zebrania organizowano w zaprzyjaźnionym lokalu Klubu Inteligencji Katolickiej przy ulicy Siennej.
Podczas trzygodzinnych czasem maratonów autorzy czytali swoje wiersze, fragmenty prozatorskie, tłumaczenia, recenzje, a całość zamykał felieton Jerzego Pilcha. W sumie, do 17 maja 1989 roku, zaprezentowano na żywo dwadzieścia pięć numerów. Potem, do 1997 roku, pismo ukazywało się w formie drukowanej. Dziś, niestety, można je znaleźć jedynie w antykwariatach. Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.