wtorek, 17 maja 2016

Ciao bella

"Święto trąbek" MARTY MASADY to nie tylko jeden z najgłośniejszych debiutów w polskiej literaturze w tym roku. To przede wszystkim wyjątkowe i odważne wyzwanie rzucone czytelniczemu doświadczeniu. 


Fragment okładki "Święta trąbek" - projekt TANT (BROKENFINGAZ)
Z pozoru wszystko się tu kręci wokół głównej bohaterki. Zula Pogorzelska to trzydziestoletnia teatrolożka. Nienasycona, żyjąca na krawędzi, a jednak głęboko osadzona w rzeczywistości. Pełna sprzeczności.

Zula z jednej strony wydaje się przekraczać wszystkie możliwe granice (także, jeśli nie przede wszystkim, w seksie; btw. to jedne z lepszych scen seksu w literaturze polskiej ostatnich lat), a z drugiej - stara się odnaleźć terytorium dla samej siebie (dosłownie i w przenośni; w książce równie ważnymi bohaterami co Zula i jej żądze są miasta: Warszawa, Nowy Jork, Tel Awiw).

Zulę instynktownie pociąga niebezpieczeństwo. Jednocześnie oczekuje od świata pewnej dyscypliny, porządku i estetycznej harmonii. Rozprasza się wszystkim, co zdoła posiąść jej zmysły i intelekt, a równocześnie jest przekonana, że wszystkim rządzi ponadziemska siła. I że w związku z tym nasze starania czasem muszą rozsypać się w pył.

Kosmiczny pył.

Od pierwszych stron tej powieści czuć rozpad. Szybko na szczęście się wyjaśnia, o co z grubsza chodzi. Otóż Zula transmituje lęki dziadka, byłego więźnia Auschwitz, który uczy ją życia w otoczeniu książek i gotowości do wojny. W lekcji wychowawczej, którą daje on wnuczce, mieści się również poczucie winy. Zula, już jako dorosła kobieta, zamiast na spokojnie układać puzzle życiowych zobowiązań, zdaje się niszczyć - siebie i najbliższe otoczenie. W każdym razie gładko wchodzi, jakby niektórzy powiedzieli, w toksyczne relacje, w których brudny seks służy często zagłuszeniu bolesnego dialogu z wnętrzem, pamięcią i wrażliwością.

Ale od rzeczywistości uciec się nie da. Zwłaszcza że ona powraca a to w snach, a to w znakach, a to w drobnych zdarzeniach.

>>> Nie powinniśmy lekceważyć snów, przeczuć, nawet najbardziej irracjonalnej z pozoru więzi

- mówi do Zuli rabin.

I choć Zula ma podejrzenia, że rabin czyta Torę po dobrym blancie, to jednak słucha go uważnie i szanuje.

Ze "Świętem trąbek" jest bardzo podobnie.

Książka MARTY MASADY to mocny i wspaniały debiut, obok którego nie da się przejść obojętnie.
W.A.B., Warszawa 2016.

3 komentarze:

  1. Brzmi bardzo ciekawe. Ostatnio pojawia się coraz więcej mocnych kobiecych głosów w polskiej literaturze. I świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zula tez mnie meczy. Mnozy sie, przepoczwarza w postach,forach,kontrowersjach,publikacjach. Czy Zula byla w Londynie? Niech spocznie na chwile, odprezy sie. Niech juz tak nie gania.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.