niedziela, 23 października 2016

Pulpet, do nogi!

Za Binkiem nadążyć - o, to jest wielkie wyzwanie. W jednej chwili jest on bowiem tutaj, za chwilę tu, a jeszcze później tu. Po prostu człowiek się nie obejrzy!

rys. Adam Wójcicki (fragment z książki "Binek i Pulpet w świątyni Majów")
A jednak od oglądania się zaczyna, bo książka "Binek i Pulpet", gdzie występuje niejaki Pulpet - pies z ogonem zagiętym jak banan - jest właśnie do oglądania.



Twarde duże kartonowe stronice przedstawiają co następuje:

Najpierw Pulpet zrywa się ze smyczy nieco przestraszonemu tym faktem Binkowi.

Panowie są w jakiejś puszczy. To znaczy widać po obrazku, że to jakaś puszcza, ale może to być też specyficzne zoo - każdy będzie mógł sobie tutaj dopowiedzieć, co chce.

Pulpet leci do jakiejś ciemnej groty, więc nerwy Binka jak najbardziej uzasadnione.

Okazuje się jednak, że w środku jest całkiem wesoło. I że w sumie to trochę taki park rozrywki. Można (miejmy nadzieję, że można!) użyć wodnej zjeżdżalni, przeskoczyć (będzie pomocna tu lina) ponad cieśniną, w której pływa krokodyl. I tak dalej, i tak dalej.

Pulpet oczywiście wcale się nie uspokaja, jeśli mam być szczery. Wręcz przeciwnie. Szaleństwa dopiero się zaczynają.

***

Nie opowiem Wam całej książki, bo musicie ją najpierw obejrzeć.

To książka przede wszystkim do oglądania i opowiadania. Przy czym opowiedzieć musicie sobie, Drodzy Najmłodsi Czytelnicy i Wasi Rodzice, sami.

Na taki pomysł opisania przygód Binka i Pulpeta w świątyni Majów wpadł Krzysztof Łaniewski-Wołłk, zilustrował to natomiast przepysznie Adam Wójcicki.

Wczoraj spędziłem z Binkiem i Pupletem - nie kłamię! - chyba z godzinę. Tyle jest do oglądania i do opowiadania!
Dwie Siostry, Warszawa 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.