Teheran (c) Laurent Loizeau / Foter / Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic (CC BY-NC-ND 2.0) |
Huszang Asadi urodził się w 1950 roku w Teheranie. Jest dziennikarzem, pisarzem, tłumaczem. Przed rewolucją islamską w lutym 1979 Asadi pracował w największym irańskim dzienniku "Kejhan". Pisał również o filmie. Na perski przełożył m.in. Gabriela Garcię Marqueza, Mario Vargasa Llosę, T. S. Eliota.
Ale jednak jego działalność nie wszystkim się podobała. W 1983 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu Mosztarak w Teheranie. Oskarżono go o szpiegostwo na rzecz brytyjskiego i sowieckiego wywiadu. Został też skazany na śmierć. Przez powieszenie. Karę zamieniono na piętanście lat więzienia. Spędził w nim ostatecznie pięć.
W 2003 roku uciekł z Iranu. Obecnie mieszka i pracuje w Paryżu. "Listy do mojego oprawcy" wywołały wśród czytelników poruszenie, a autor został za nie uhonorowany w 2011 roku Międzynarodową Nagrodą Obrońców Praw Człowieka.
DORWAĆ OPRAWCĘ
"Mówię o torturach" - Asadi zaczyna swoją opowieść konkretnie już w pierwszym zdaniu. I za chwilę pisze o tym, że obok literatury kochał wolność. Mając zaledwie 33 lata, stał się bezbronną ofiarą. Był nazywany "bratem", bo tak się określało w Islamskiej Republice Iranu prawowiernego mężczyznę, ale faktycznie nie był nikim bliskim dla swoich oprawców.
Wśród najstraszniejszych z jego prześladowców znalazł się brat Hamid. "Mój oprawca zamienił młodego idealistę, którym byłem, w istotę wyzbytą godności" - pisze Asadi. Potem spotkali się jeszcze raz. Ktoś przysłał dziennikarzowi e-mail z fotografią i spytał, czy poznaje widocznego na niej człowieka. To był on. Brat Hamid. Pełniący w owym czasie funkcję ambasadora Iranu.
Tak się wszystko w zasadzie zaczęło. I choć lata od czasów skazania Asadiego minęły, to sytuacja w zasadzie jest wciąż ta sama. Nie tylko w Iranie. "W klimacie politycznym obecnych czasów 'Listy do mojego oprawcy' są więc czymś więcej niż tylko relacją jednostki o zadanych jej torturach. Ta książka dotyczy sprawy, która obciąża sumienie ludzkości" - pisał autor w marcu roku 2010. Mógłby pewnie napisać to i dziś.
ZOBACZYĆ GWIAZDY
"Listy..." oparte są na retrospekcji i wspomnieniach. Czas przeszły, ale rozdział nie jest zamknięty. Narrator, zmaltretowany pamięcią, powraca do traumy. Robi coś, z czego zachodni terapeuta były dumny: konfrontuje się z tym, co najważniejsze.
Drogi Bracie Hamidzie, pozdrawiam Cię znowu, tym razem po dwudziestopięcioletniej nieobecności. teraz, gdy zaczynam pisać, mija równe ćwierć wieku od tamtego wieczoru, w którym po raz pierwszy zdzieliłeś mnie tak, że dzięki Tobie zobaczyłem gwiazdy.Asadi jednak nie tylko relacjonuje swój stan psychiczny, ale także opisuje warunki w irańskim więzieniu. Zresztą tych sfer nie da się oddzielić. Przenikają się one, a relacja między więzionym a pilnującym przeradza się w dziwnego rodzaju więź, z której trudno się uwolnić. Opisanie jej to zatem jedna z możliwych dróg, która może prowadzić do oswobodzenia i oczyszczenia. Rzeczy nazwane już nie są tak groźne. To, co wypowiedziane - traci swój potworny charakter.
ŚWIAT NA SKRAJU REWOLUCJI
Autor pisze też sporo o swojej przeszłości i kulturze Iranu przed pamiętnym dla niego rokiem 1983. Zdradza, że matka się bała o jego utrzymanie, więc chciała udusić go poduszką. Potem było jeszcze dziwniej, choć dla nas w dużej mierze ta dziwność to raczej odmienność kulturowa. Asadi nie studiował więc Koranu, ale kochał literaturę. Cenił też wolność. Zupełnie - jak się z czasem okaże - niepotrzebnie.
Czarne, Wołowiec 2013. |
Przeczytaj także o "Nowym wspaniałym Iraku".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.