poniedziałek, 4 listopada 2013

Ksenofobia, dogmaty, nieprzejednanie

Judaizm, chrześcijaństwo i islam to trzy systemy religijne. Każdy z nich ma rację. Swoją.

(c) Fabionik / IWoman / CC BY-NC-SA
Jakkolwiek banalnie to brzmi, tak właśnie jest zdaniem Petera Sloterdijka, jednego z najpopularniejszych i bodaj najmodniejszych ostatnio filozofów niemieckich, gościa 5. Festiwalu Conrada. Na festiwalowym spotkaniu nie mówił wiele o religii, ale wydana niedawno przez warszawską Aletheię książka - w znakomitej serii! -  "Gorliwość Boga" rekompensuje te braki.

Esej ów dotyczy czegoś, co określone jest w podtytule mianem walki trzech monoteizmów. Idąc za Derridą, który wprost wskazuje na wojnę o "zawłaszczenie Jerozolimy", Sloterdijk zwraca uwagę na to, że szczególnym miejscem na mapie polityczno-religijnych rozgrywek jest dzisiaj Bliski i Środkowy Wschód, "gdzie trzy splecione ze sobą w konkurencyjnej walce mesjańskie eschatologie mobilizują 'pośrednio lub wprost wszystkie światowe siły i cały 'porządek' świata do bezlitosnej wojny, jaką prowadzą'". Filozof przeprowadza w związku z tym coś, co nazywa operacją na otwartym sercu. Czynność raczej mało sympatyczną. Mówiąc najdelikatniej.

Od razu napiszę, że ci Prawdziwie Religijni mogą od razu wyłączyć wiarę. Za to włączyć na przykład psychologiczne i społeczne teorie poczucia winy, wstydu i stresu. Albo usilnej potrzeby nadawania sensu cierpieniu, śmierci, bałaganowi i przypadkowi. Co w rezultacie - tu, Moi Prawdziwie Religijni Czytelnicy, za głowę się złapiecie - prowadzi Sloterdijka do tego typu sformułowań: "Temu, co od czasów Pawła jest nazywane 'wiarą', z dawien dawna towarzyszy podobne ryzyko. Pożądane psychosomatyczne skutki przekonań religijnych, psychiczna stabilizacja i społeczna integracja wiernych wiążą się z ryzykownymi skutkami, które ściśle korespondują z reakcją maniakalną - zresztą już na długo przed nastaniem religii monoteistycznych".

Tak właśnie. Po dwudziestu kilku stronach lektury książki Sloterdijka nie mamy wątpliwości, że filozofa nie interesuje potwierdzenie świętości już zastanych czy czołobitny stosunek do religijnych symboli. Tu rzecz rozgrywa się w surowej, racjonalnej, kulturowej i społecznej, ocenie tego, czym religia jest, jak funkcjonuje, na jakich mechanizmach się opiera.

W swoim gęstym, zdyscyplinowanym i erudycyjnym wywodzie filozof odwołuje się do nazwisk z najwyższej półki. Uważajcie ci, którzy nie mieliście nigdy do czynienia z Tomaszem Mannem, Haroldem Bloomem, o Heglu nie mówiąc. Trzeba będzie czasem doczytywać. Albo szybko kojarzyć fakty. Na szczęście, jak przystało na filozofa świetnego, Sloterdijk uwodzi i ci, którzy dadzą się porwać tej specyficznej frazie, językowi, siatce skojarzeń i logice - czeka niezła przygoda intelektualna.

Przeł. Bogdan Baran.
Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2013.
Tak czy siak książka otwiera oczy. I rozum. Oraz ciało. Zwłaszcza to religijnie spięte zgodnie z regułami jednego z trzech monoteizmów. Nieważne którego. Bo tu przecież nie chodzi o to, kto lepszy, kto gorszy. Ale o to, że człowiek decyduje się na jeden z nich. I w obronie tej swojej decyzji jest w stanie czasem oddać życie. Albo zrobić nawet coś jeszcze. Pytanie: czy można inaczej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.