środa, 11 lutego 2015

Osioł

W tym życiu nie ma już miejsca na radosne piruety na lodowisku. Jest za to ojciec, który zawsze sobie życzył naszej śmierci. I który teraz umiera. Długo i powoli.


(c) Dani Law / Foter / CC BY

Pisząc "nasza śmierć", chciałem, byśmy wczuli się na chwilę w Helmera. To on jest bohaterem powieści Gerbranda Bakkera, "Na górze cisza". Książki poruszającej, dotkliwej, ale też prowokującej. Trudnej - jak trudne bywają skrajne doświadczenie w życiu. I będącej jednocześnie wyzwaniem.

Helmer to obecnie, w książce, facet w średnim wieku. Od początku o jego życiu decydowali inni. Ojciec, ucieleśnienie ponurego człowieczeństwa, a także Rita, związana z bratem Helmera. Bo Helmer miał właśnie brata. I to brata-bliźniaka. Helmer i Henk byli mocno i silnie związani ze sobą. Jak dwie połówki jabłka. Tyle że nikt tego nie rozumiał. Przede wszystkim nie rozumiał tego sam Helmer. Zaczął sobie zdawać sprawę z tego dopiero, gdy bezpowrotnie stracił brata. Od tamtego czasu samotność i poczucie niepełności jeszcze mocniej wbiło się w i tak dość ubogą egzystencję Helmera.

A zatem Helmer żyje w domu rodzinnym na holenderskiej wsi. Hoduje tam bydło, dzieli się czasem obowiązkami. Zachowuje się jak na prawdziwego gospodarza przystało. Jest samodzielny i opiekuńczy. Wszystko wbrew oczekiwaniom ojca, który największe nadzieje wiązał akurat z Henkiem.

Ale ojciec już nic nie ma do gadania. On jest teraz zdany na łaskę Helmera. A syn nie ma wyjścia. Z pieczołowitością i z należytym zaangażowaniem musi dopełnić wszystkich obowiązków, które są związane z opieką nad starszym, schorowanym i - tak akurat chce metryka urodzenia - bliskim człowiekiem. 

Trudna to relacja, ale Helmer wcale nie spieszy się ją układać. Targają zresztą nim sprzeczne uczucia. Ma ogromny żal do ojca, a może i do losu. No i nie da się na pstryk przegadać dekad braku czułości, zrozumienia, wsparcia. 

Brak wzajemności to czasem największa przeszkoda do tego, by poczuć się spełnionym w relacji. Helmer chyba zdaje sobie z tego sprawę. Tylko z bratem-bliźniakiem jakoś wychodziło. Tylko tam była symbioza.

Inna sprawa, że Helmer gdzieś się zatrzymał. Jest wciąż chłopcem. Nie wyszedł przecież nawet z domu. Tkwi tam po dziś dzień. Z przerwami na radosne piruety na lodowisku - na ogół bał się świata. Nadal się boi. I absolutnie nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało się zmienić.

***

Jakkolwiek to, co piszę, brzmi jak komentarz do powieści psychologicznej, muszę uprzedzić, że Bakker prawie wcale się tym w swojej książce nie zajmuje. "Na górze cisza" to - podobnie jak tytuł - subtelna, niejednoznaczna i przepełniona niepokojącą metafizyką opowieść, która ociera się o fantastykę. 

To lektura raczej dla mizantropów. Albo dla tych, którzy złapali oddech i na dłuższą chwilę wyszli z dyskoteki życia, by - na spokojnie, bez fajerwerków i krzyków - przyjrzeć się z boku sobie i światu. 

W.A.B., Warszawa 2015.
Widoki nie zawsze są przyjemne. Ale dają poczucie spokoju. I niezwykłej siły, która odbija się echem w zdaniach tej powieści. To też pewnie zasługa czułego tłumaczenia Jadwigi Jędryas, która pozostawiła delikatną acz mocno działającą na wyobraźnię mgłę niedopowiedzeń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.