niedziela, 14 lutego 2016

#jeden_wiersz: Iosif Brodski

Iosif Brodski "Zagadka dla Anioła"

                                                          M.B.

Przez sen zburzony ład kołder i spokój,
lecz może skutkiem wytężonych spojrzeń
gdzieś zamajaczy komuś w nocnym mroku
na krzyż rozcięte ramą okna morze.
Widoczne spody dwóch łodzi nie trudno
porównać z parą pantofli, zarazem
też unoszące się żaglowe płótno
z falą - dubletu stają się obrazem.

Stertę poduszek obejmując, ręka
pełznie po stosie pionowo, z szelestem
ingerująca w ich obłoczną miękkość
swoim niezdarnym, nieudolnym gestem.
Pończochy zdarte na jakimś kamieniu
wygiętą szyją łabędzia się zdały,
mankietem patrzą się w głębokim cieniu
na sufit, jakby niewód poczerniały.

Obydwa morza za pomocą ściany
i przy użyciu niezbyt jasnej myśli,
tutaj tak jakby były rozdzielane
i sieci nawet w ciemności obwisły.
Nie wypełnione sieci w toni mokną,
ciągle czekają ,że coś je uchwyci,
że się wynurzą przez ów krzyż, przez okno
i że zostaną związane przez nici.

Gwiazda się złoci i falę wyzłaca.
Majaczą w dali łodzie na kotwicy
i krzyż jedynie w oknie się obraca
na podobieństwo zwykłej łabędzicy.
Rzuciwszy pustkę, dążą obie sieci,
pionowo w górę pną się ku obłokom,
mając nadzieję, że krzyż je przemieści,
że spuści z góry w jakieś inne lokum.
Cisza głęboka, nie słychać słów, przy tym
zdaje się oknu pustemu, że komuś
dano nadzieję na połów obfity,
silniejszą nawet od bezruchu domu.
To właśnie okna w ciemności się palą
światłem księżyca. A dwom grządkom raczej
dwa pasma ziemi wydają się falą,
a krzak przed gankiem jawi się grzywaczem.

Dom tkwi w bezruchu. Ogrodzenie w mroku
nieprzeniknionym, nurkuje do wody
jak pływak. Wbity w deski ganku topór
sam obserwuje zatopione kłody.
Zegarek tyka, kuter hałasuje.
Jego warkoty przeszkodzić nie mogą,
kiedy ostrygi do piasku wdeptuje
bezpostaciowy obserwator nogą.

A dwoje oczu zdaję się, że krzyczy.
Powieki ledwo dostrzegalnym ruchem
w mroku je tylko osłaniają, niczym
skrzydła, ze szmerem nieuchwytnym uchem.
Czy można wreszcie zagłuszyć, wymazać
ból, lub na język motoru zamieniać,
żeby pozwolić mu, by się ukazał
ospą na ciepłej bieli przedramienia.

Jak długo jeszcze? Do rana? Kto powie?
Nawet wiatr szumiąc próbuje bez skutku
zdjąć jaśminowy woal. Każdy powiew
Zrywa go z furtki otwartej w ogródku.
Sieć wyciągnięta. Dudek w krzakach z góry
uprzedza świstem, że może się zdarzyć
kradzież. W milczeniu zamiera ten, który
brodzi w ciemności po piasku na plaży.

1962

Przeł. Katarzyna Krzyżewska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.