Skąd pomysł? Wprost z książki Alexanrda Demandta "Historia niebyła". Francuski profesor zakpił sobie z poważnego traktowania przeznaczenia dokonanego i... napisał kronikę wypadków z cyklu "co by było, gdyby...". Co by było, gdyby na przykład Poncjusz Piłat w roku 33 ułaskawił Jezusa? Albo co by było, gdyby Hitler zmarł w roku 1938? No właśnie. Co by było. Sprawna ręka połączona z rzetelną wiedzą i poczuciem humoru daje w przypadku rozrysowania takich konkurencyjnych scenariuszy ciekawe rezultaty. Książka Demandta była dobrą zabawą, stwierdził Lubelski, dlaczego więc nie pobawić się podobnie. Tyle że z polskim kinem czasów PRL.
A profesor Tadeusz Lubelski, wykładowca w Instytucie Sztuk Audiowizualnych na Uniwersytecie Jagiellońskim, spec od polskiej kinematografii, ma ku temu wszystkiemu odpowiednią legitymację. Swoją historię snuł wokół projektów niezrealizowanych, choć potencjalnych. Wśród reżyserów trzynastu obrazów, które mogły powstać, a nie powstały - i pisze o nich Lubelski - jest więc plejada gwiazd. I tak: Aleksander Ford w książce Lubelskiego realizuje w roku 1946 "Doktora Korczaka". Andrzej Wajda doprowadza do skutku "Jesteśmy sami na świecie" zrealizowany w roku 1958. Kręci też "Przedwiośnie" w roku 1967. Co więcej, Stanisław Bareja pokazuje polską wersję Jamesa Bonda, czyli film "Nasz człowiek w Warszawie" zrealizowany w roku 1967.
Lubelski opisuje każdy z obrazów z akademicką skrupulatnością. Motywy powstania, okoliczności realizacji, charakterystyka produkcji. Przegrzebał źródła, porozmawiał z reżyserami - np. Wajdą. Rzecz, choć to rodzaj dowcipu, potraktował serio. Bardzo solidnie. W ten sposób "Historia niebyła kina PRL" jest tak wciągająca i zarazem udokumentowana, że momentami zapominamy, że to tylko dobra zabawa. Napisana ze smakiem i polotem. Tak jak książka Demandta. A może nawet i lepsza.
Prawdziwą perłą w tej koronie są natomiast, jak dla mnie, recenzje. Do każdego szkicu o filmie jest dołączony odpowiedni tekścik krytyczny. Smakowitość, że hej.
Co do recenzji, zależało mi na ich wiarygodności, toteż wystrzegałem się - jak tylko mogłem - tonacji parodystycznej. Starałem się - na ile umiałem - zaproponować trzynaście tekstów, które naprawdę mogły powstać w okresie domniemanej premiery każdego z filmów, a przy tym - wyjść spod piór krytyków, którzy najlepiej by się nadawali do napisania tych recenzji - pisze Tadeusz Lubelski we wstępie.
Rezultat tego pomysłu? Olśniewający. W książce Lubelskiego "piszą" w ten sposób: Waldy Jerzorff, Teodor Krzysztof Poeltitz, Żak Munty Zaygłuński, Lew Tadeusz Soboski i inni.
Wyśmienitość nad wyśmienitościami. Dawnom się tak nie uśmiał. Serio.
Czytaj też o innych tytułach nominowanych do Nike 2013:
> "Morfinie" Szczepana Twardocha,
> "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.