Fot. wyliczanka.eu || Z Bator rozmawiają Tomasz Pindel i Szymon Kloska |
Obca kultura i nieznane otoczenie potęgowało poczucie odosobnienia. Ale to właśnie w tej samotności narodziła się Joanna Bator-pisarka. Laureatka Nike przyznała, że "Piaskową Górę" wysłała do wydawnictwa, podpisując się najpierw pseudonimem. Do wydania pod prawdziwym nazwiskiem przekonała ją Beata Stasińska, redaktor naczelna W.A.B., oficyny, w której ukazały się kolejne powieści Bator. - To zabrzmi teraz niewiarygodnie, ale ja wtedy nawet nie wiedziałam, kim jest Beata Stasińska.
Autorka "Ciemno, prawie noc" wyjaśniała, że Wałbrzych kojarzy jej się z miejscem strasznym i przerażającym, ale takim, do którego wciąż chce się jechać, zwiedzać i oglądać. - Spędziłam tam 18 lat i wyjechałam nie oglądając się przez ramię. Nigdy tam nie wróciłam i pewnie nie wrócę. Ale kiedy piszę jakąkolwiek narrację, często pojawia się właśnie Wałbrzych.
Dla Bator ideałem powieści jest książka dwukodowa. W praktyce oznacza to taki tekst, który porywa dla samej opowieści, a jednocześnie zawiera w sobie drugie dno. Taki ideał realizuje jeden z ulubionych pisarzy Bator, Haruki Murakami.
- Pisanie "Ciemno, prawie noc" zostawiło mnie spustoszoną na kilka miesięcy - powiedziała pisarka. - Zaczęłam tworzyć na nowo dopiero całkiem niedawno. W lipcu dokładnie przemówiła postać, która z czasem zaczęła płynąć. Chaos po Nike nie sprzyja jednak pracy twórczej - przyznała Bator.
Co się dzieje z obecnie warszawską pisarką, gdy nie może pracować? Najchętniej biega. Podobnie jak jej idol, Murakami. Wtedy myśli są jasne. Co jest dobre, zwłaszcza gdy pisarstwo eksploatuje ciemne strony natury człowieczej. Poza tym Bator szuka domu. - Nagroda Nike przyspieszyła tę decyzję. No i po raz pierwszy wiem, że chcę osiąść gdzieś na dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.